Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra opuściła Bangkok i przebywa 150 km od stolicy, gdzie "pełni oficjalne obowiązki" - podało w poniedziałek jej biuro. Dowódca wpływowej w kraju armii zaznaczył, że wojsko nie zamierza ingerować w obecny kryzys polityczny.
Kancelaria szefowej tajlandzkiego rządu nie ujawniła dokładnego miejsca pobytu Yingluck Shinawatry i nie sprecyzowała, od kiedy przebywa ona poza stolicą. Ostatni raz premier pojawiła się publicznie w Bangkoku we wtorek.
Tymczasem dowódca tajlandzkiej armii Prayuth Chan-ocha wezwał do dialogu rząd i demonstrantów, którzy od ponad trzech miesięcy domagają się ustąpienia Yingluck Shinawatry.
W rzadkim wystąpieniu telewizyjnym dowódca powiedział, że w obecny protest zaangażowanych jest o wiele więcej różnych grup niż podczas poprzednich niepokojów w 2010 roku. Jak wskazał, trudno określić, kto stoi po której stronie.
Antyrządowe demonstracje z marca i maja 2010 roku zostały krwawo stłumione przez wojsko.
Od początku obecnego konfliktu politycznego mająca w Tajlandii duże wpływy armia sygnalizowała, że nie chce się w niego mieszać, ale może mediować. Od 1932 roku, kiedy nastąpił wojskowo-cywilny zamach, który doprowadził do ustanowienia monarchii konstytucyjnej, kraj ten doświadczył 18 przewrotów lub prób ich dokonania.
Yingluck Shinawatra jest postrzegana jako reprezentantka interesów przebywającego poza krajem brata Thaksina Shinawatry, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu. Były szef tajlandzkiego rządu został zaocznie skazany w 2008 roku na więzienie za korupcję.
Chcąc wyjść z kryzysu politycznego, władze Tajlandii zorganizowały 2 lutego przedterminowe wybory, które jednak nie umożliwiły wyjścia z impasu. Opozycja zbojkotowała wybory, gdyż chciała ich odłożenia do czasu przeprowadzenia reform politycznych. Antyrządowi demonstranci domagają się powołania "rady ludowej", której zadaniem byłoby wprowadzenie zmian niezbędnych do ukrócenia korupcji w polityce.
Od trzech miesięcy w protestach w Tajlandii zginęło już co najmniej 17 osób, a około 700 zostało rannych.