Tajlandzka policja zaczęła wchodzić do dzielnic Bangkoku od miesięcy okupowanych przez uczestników antyrządowych demonstracji, w tym na zablokowane skrzyżowania przed budynkami rządu. Obyło się bez aktów przemocy.
Co najmniej 1000 policjantów wkroczyło do historycznej dzielnicy Bangkoku, rozciągającej się od placu Królewskiego po siedzibę ONZ, znajduje się tu m.in. kancelaria rządu i główna siedziba stołecznej policji.
Kilku funkcjonariuszy było uzbrojonych, ale większość miała przy sobie tylko pałki i tarcze - podali świadkowie, cytowani przez agencję Reutera. Po dojściu na miejsce policjanci zaczęli demontować blokujące przejazd barykady zbudowane z worków z piaskiem.
Interweniująca policja nie napotkała żadnego oporu, nie doszło do aktów przemocy. Według agencji AP protestujący jeszcze przed przybyciem funkcjonariuszy wycofali się i zgromadzili w innym miejscu.
Nieuzbrojona policja została również skierowana do kilku innych miejsc w stolicy, okupowanych dotąd przez demonstrantów, m.in. na zablokowane skrzyżowania przed budynkami rządowymi.
Od jesieni w kraju trwają antyrządowe protesty przeciw rządom premier Yingluck Shinawatry. Demonstranci żądają jej ustąpienia i ograniczenia wpływów przebywającego poza krajem jej brata Thaksina, który jest podejrzewany o wywieranie wpływu na politykę rządu. Thaksin Shinawatra, były szef tajlandzkiego rządu, został zaocznie skazany w 2008 roku na więzienie za korupcję.
Impasu nie przerwały przyspieszone wybory parlamentarne 2 lutego. Bojkot i starcia w tym dniu uniemożliwiły przeprowadzenie głosowania w 10 procentach lokali wyborczych. W tej sytuacji nie ogłoszono wyników, przedłużając pełnomocnictwa dotychczasowych władz. We wtorek komisja wyborcza poinformowała, że w dniach 20 i 27 kwietnia odbędą się wybory w okręgach, w których nie mogły zostać przeprowadzone 2 lutego.
Opozycja nie chce wyborów i domaga się powołania "rady ludowej", której zadaniem byłoby wprowadzenie reform niezbędnych do ukrócenia korupcji w polityce.