Reakcje państw zachodnich na wojnę 1920 roku były różne w zależności od tego, co w tej sytuacji dyktował interes polityczny czy gospodarczy. Odmiennie niż dwadzieścia lat później zareagowała Francja, udzielając Polsce pomocy zarówno politycznej jak i militarnej. Niemcy i Wielka Brytania w chwili poważnego kryzysu na froncie chciały kosztem Polski dogadać się z Sowietami. Ostatecznie jak to zwykle w naszej historii bywało musieliśmy liczyć jedynie na siebie.
Niemcy
W Niemczech odnoszono się do odrodzonej Rzeczpospolitej z niechęcią, jeśli nie z wrogością. Rząd weimarski chciał wytargować od aliantów złagodzenie warunków pokoju wersalskiego, strasząc widmem rewolucji u siebie. Z wielu więc względów konflikt polsko-sowiecki był Berlinowi na rękę. Na Warmii, Mazurach i Górnym Śląsku zbliżały się plebiscyty, co w sytuacji zagrożenia bytu państwa polskiego było dla Niemiec bardzo korzystne.
20 lipca 1920 r. rząd w Berlinie oficjalnie ogłosił neutralność, a pięć dni później zakazał przewozu i wwozu do Polski materiałów wojennych. Decyzja ta zapadła mimo gwałtownego sprzeciwu polskiego rządu. Stanowisko tamtejszych władz poparła Powszechna Unia Niemieckich Związków Zawodowych, wspierana przez komunistów i socjalistów.
W czerwcu 1920 r. dowódcą Reichswehry został Hans von Seeckt, zdeklarowany wróg państwa polskiego. Uważał on, że Polska była sztucznym tworem Francji, by zastąpić Rosję w wywieraniu od wschodu presji na Niemcy.
W sierpniu 1920 roku Niemcy byli pewni upadku Polski a szef niemieckiej dyplomacji Walter Simons zaproponował w tym czasie ludowemu komisarzowi spraw zagranicznych Rosji Sowieckiej Gieorgijowi Cziczerinowi normalizację stosunków i wymianę ambasadorów. Wyraził przy tym nadzieję na poszanowanie granic z 1914 r. Spotkało się to z pozytywnym przyjęciem Cziczerina i całego Politbiura.
Ogólnie stosunki z Rosją Sowiecką traktowano z inną perspektywą. Oba państwa nie miały też żadnych poważniejszych konfliktów i sporów terytorialnych. To wszystko, pomimo dzielących je różnic, skłaniało je do nawiązania współpracy.
Francja
Zachowanie Paryża i Londynu wobec Polski przywodzi obecnie zdecydowanie złe skojarzenia. Jednak, jak podkreślają historycy, w 1920 r. Francja zachowała się jak trzeba. W latach 1918-1921 to właśnie Francja była jedynym pewnym sojusznikiem walczącej o przetrwanie Rzeczypospolitej.
Jak piszą historycy tego okresu, postawa ówczesnego francuskiego premiera nie wynikała z jakieś przesadnej sympatii do Polski, lecz jej skrajnie antybolszewickiego nastawienia oraz trzeźwego osądu sytuacji. Paryż w przeciwieństwie do Londynu zdawał sobie sprawę, że zwycięstwo Armii Czerwonej stanowiłoby prawdziwą katastrofę nie dla tylko dla Polski, ale dla całego kontynentu. Dlatego właśnie w sierpniu 1920 r. nadal twardo popierał nasz kraj i jednoznacznie dawał do zrozumienia, że nie zdradzi swojego sojusznika.
Francja była bardzo zaangażowana w szkolenia wojskowe polskiej armii. Do naszego kraju skierowano setki oficerów w charakterze doradców. Wśród nich znalazł się między innymi Charles de Gaulle, który za swoją postawę na polu walki został nawet odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Trzeba również pamiętać o bezcennej pomocy materiałowo-sprzętowej. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej z Francji Wojsko Polskie otrzymało tysiące wagonów broni, samoloty, samochody oraz sprzęt artyleryjski.
Do dziś dnia także toczy się spór odnośnie tego kto był autorem koncepcji Bitwy Warszawskiej i kto w czasie bitwy odegrał najważniejszą rolę? Czy autorem tego planu był gen. Maxime Weygand, czy gen. Tadeusz Rozwadowski a może marszałek Józef Piłsudski?
Faktem jest, że gen. Weygand, szef sztabu marszałka Focha, przybył do Warszawy 25 lipca 1920 r. w składzie specjalnej misji wojskowo-dyplomatycznej wysłanej przez Ententę.
Trzeba wspomnieć także o armii Hallera, bo był to pierwszy i mocny (80 tys. uzbrojonych i wyekwipowanych ludzi) przejaw dobrej woli Francji. Wiosną 1919 roku, gdy wojsko polskie klejono z różnych elementów, szkoląc pospiesznie masy rekrutów, armia Hallera była prawdziwym fenomenem.
Jak piszą niektórzy historycy w sierpniu 1920 r. brytyjski premier David Lloyd George robił wszystko, by Polska wpadła w bolszewickie łapy. Na przeciwnym biegunie znajdował się wtedy jego francuski odpowiednik – Alexandre Millerand. W krytycznym dla Polski momencie dał on jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru zdradzić swojego sojusznika. Jak podkreśla prof. Andrzej Nowak w książce pt. „Pierwsza zdrada Zachodu. 1920. Zapomniany appeasement” jego nieprzejednana postawa o mało co nie doprowadziła do zerwania stosunków na linii Paryż-Londyn.
Wielka Brytania
Postawa Londynu budzi dziś najwięcej kontrowersji. Wielka Brytania podobnie jak w 1939 r. chciała kosztem innych za wszelką cenę przerwać wojnę. W tym czasie zabiegano także o wpływy w Sowieckiej Rosji starając się, znów kosztem innych, zdobyć jej przychylność i wciągnąć we współpracę gospodarczą. Stosunkowo niewielka Polska dla Londynu wydawała się tworem niepewnym w porównaniu do olbrzymiej Rosji. Brytyjczycy postawili więc na nią starając się zawrzeć porozumienie.
Jak piszą niektórzy historycy zaledwie dwa dni po rozmowach z bolszewickimi przedstawicielami w Londynie, w czasie których Lloyd George zaproponował rozejm oddający Polskę na łaskę Lenina, brytyjski polityk miał spotkać się z francuskim premierem Alexandrem Millerandem. W trakcie planowanych rozmów chciał za wszelką cenę przekonać go, że najwyższa pora porzucić Polaków i podzielić się wpływami w Europie z bolszewikami.
Na szczęście jego argumenty kompletnie nie trafiały do Milleranda. Francuski premier zdecydowanie oponował przeciwko spisywaniu Polski na straty.
Armia Czerwona docierała właśnie nad Wisłę i Lenin nie zostawiał Polakom żadnego pola manewru. Żądał zgody na całkowitą sowietyzację kraju lub groził dalszą wojną. Brytyjczycy wzmogli na Polskę naciski by przyjęli tę „propozycję”.
Szef rządu JKM zobowiązywał się jednocześnie, że w czasie trwania zawieszenia broni Wielka Brytania wstrzyma wszelką pomoc dla Polski, w tym transport sprzętu wojennego przez Gdańsk. Wyspiarze mieli również nakłonić Francję do podobnego postępowania i powstrzymać Polaków przed jakimkolwiek wzmocnieniem ich frontu.
Zdaniem Londynu wystarczającym wsparciem dla Polski było „wywieranie presji” na Sowiecką Rosję.
Bolszewicy nie mieli zamiaru jednak skorzystać z hojności brytyjskiego premiera. Pewni zwycięstwa, ani myśleli przerywać ofensywy na Warszawę.