Boeing 737, który w zeszłym tygodniu rozbił się Etiopii, tuż po starcie osiągnął "niebywale dużą" prędkość - podaje agencja Reutera. Następnie pilot miał zgłosić problemy i poprosić o pozwolenie na szybkie wzbicie się, powiedziała osoba, która wysłuchała nagrań z kontroli ruchu lotniczego.
Samolot Ethopian Airlines rozbił się w drodze z etiopskiego Addis Abeby do stolicy Kenii, Nairobi. Na pokładzie było 157, w tym dwóch Polaków. Nikt nie przeżył katastrofy.
Pilot boeinga poprosił o zgodę na wzniesienie się na wysokość ponad 4 kilometrów nad poziomem morza, czyli niespełna 2 km nad lotniskiem. Samolot zniknął z radaru na wysokości 3,2 kilometrów. Wtedy też pilot zaczął zawracać z powodu "problemu z kontrolą lotu". Krótko przed manewrem, kontroler ruchu lotniczego komunikował się z innymi samolotami, ponieważ nie było kontaktu z załogą samolotu Ethopian Airlines, a jedyny głos, który z niego dobiegał, brzmiał "break, break". To - według Reutera - sygnalizowało, że inne, niepilne komunikaty powinny ustać. Osoba, która wysłuchała nagrania z kontroli ruchu lotniczego, powiedziała Reutersowi, że z głosu pilota wynika, iż był "przestraszony".
W związku z katastrofą samolotu etiopskich linii oraz uziemienia Boeingów przez Amerykańską Federalną Agencję Lotniczą firma wstrzymała dostawy samolotów 737 MAX. Koncern jednocześnie poinformował, że kontynuuje produkcję modelu.
Pod koniec października ubiegłego roku maszyna tej samej konstrukcji rozbiła się w Indonezji. Zginęło 189 osób. Wówczas również najwięcej wątpliwości wysuwano pod adresem oprogramowania, odpowiedzialnego za kontrolę stabilizacji lotu.
W piątek w siedzibie francuskiej agencji bezpieczeństwa lotniczego BEA w Paryżu rozpoczęła się analiza zawartości czarnych skrzynek boeinga Etiopskich Linii Lotniczych. Agencja uchodzi za jedną z najbardziej profesjonalnych instytucji na świecie zajmujących się badaniem przyczyn wypadków lotniczych.
Śledztwem w sprawie niedzielnej katastrofy kierują przedstawiciele władz Etiopii.