Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen opowiedziała się na łamach tygodnika „Der Spiegel” za zaznaczeniem przez NATO swojej obecności na wschodnich granicach sojuszu, by w związku z kryzysem okazać poparcie dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
– Dla naszych sprzymierzeńców, którzy znajdują się na wschodnich rubieżach, ważne jest, by NATO zademonstrowało swoją obecność – powiedziała von der Leyen w wywiadzie dla najnowszego wydania „Spiegla”. – Obecna sytuacja pokazuje, że NATO nie jest tylko sojuszem wojskowym, lecz także politycznym – dodała szefowa resortu obrony.
Niemiecka minister odrzuciła zarzuty wysuwane przez Rosję, ale i także przez cześć niemieckiej opinii publicznej, że to rozszerzenie NATO na kraje należące dawniej do Układu Warszawskiego i do ZSRR sprowokowało Moskwę do kontrakcji.
Z najnowszego sondażu opublikowanego w „Spieglu” wynika, że 55 proc. Niemców wykazuje zrozumienie dla postawy prezydenta Rosji Władimira Putina, który traktuje Krym jako swoją strefę wpływów.
Politycy i część niemieckiej opinii publicznej, starający się wytłumaczyć aneksję Krymu przez Rosję, powołują się na rzekome obietnice ze strony USA i RFN, dane jakoby w czasie procesu zjednoczenia Niemiec w latach 1989/1990 ówczesnemu przywódcy ZSRR Michaiłowi Gorbaczowowi, że NATO nie zostanie rozszerzone na Wschód. Istnieniu takich obietnic zaprzeczyli ostatnio publicznie ówczesny minister spraw zagranicznych RFN Hans-Dietrich Genscher oraz doradca Helmuta Kohla ds. zagranicznych Horst Teltschik.
– To demokratyczny kanon wartości jest siłą, która przyciąga nowych członków sojuszu – podkreśliła von der Leyen. – Rozszerzenie NATO nie było skutkiem „ekspansji” ze strony sojuszu – zapewniła. Von der Leyen kieruje od grudnia resortem obrony w nowym rządzie kanclerz Angeli Merkel. Jest pierwszą kobietą na tym stanowisku w historii RFN.