Dzisiejsze wystąpienie przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen w Parlamencie Europejskim w Strasburgu wywołało niemałe zamieszanie na arenie międzynarodowej. Co więcej, wymowny był także ubiór niemieckiej polityk podczas debaty, który barwami nawiązuje do flagi ukraińskiej. Trudno mówić tu raczej o przypadku... Czyżby szefowa KE zaczynała zmieniać narrację na proukraińską?
"Mamy nauczkę z tej wojny; trzeba było wsłuchać się w głosy wewnątrz UE, w Polsce, krajach bałtyckich, w całej Europie Środkowo-Wschodniej; oni od lat nam mówili, że Putin się nie zatrzyma" - padło dziś z ust von der Leyen. Wczoraj, podobne słowa wybrzmiały od fińskiej premier Sanny Marin.
Pisaliśmy wcześniej: Von der Leyen przyznaje Polsce rację. Rosja jednak jest zagrożeniem?
Wojna na Ukrainie trwa już blisko 7 miesięcy, zaś o tym, że Rosja nie jest przyjacielem, a potencjalnym agresorem, Polska, a także inne kraje skupione w Europie Środkowo-Wschodniej mówiły już znacznie wcześniej. Wtedy jednak słowa te nie miały praktycznie żadnego poparcia, jeśli chodzi o struktury unijne.
Dziś podczas przemówienia w Strasburgu, przewodnicząca Komisji Europejskiej, którą spora część Polaków kojarzy przede wszystkim z blokowania środków z KPO dla Polski, przyznała nam rację. Podczas wystąpienia oświadczyła również, że również dziś wybiera się do Kijowa, gdzie ma rozmawiać z prezydentem Ukrainy - Wołodymyrem Zełenskim.
Uwagę przykuł również strój szefowej KE. Gdy przemawiała w PE, ubrana była bowiem w barwy ukraińskiej - niebiesko-żółte. O przypadku raczej nie ma tu mowy...
I tu pojawia się pewna myśl... Znana do tej pory raczej z antypolskiej postawy Ursula von der Leyen, niedługo po zapewnieniu prezydenta Ukrainy, że jego państwo pomoże Polsce przetrwać ciężką zimę, nagle zmienia front. Nasuwa się zatem pytanie - po co szefowa KE udaje się z wizytą do Kijowa? Chce zabezpieczyć Niemcy na nadchodzący sezon grzewczy surowcami z Ukrainy?