Tuż przed rozpoczęciem debaty Donald Trump zorganizował konferencję prasową, na którą zaprosił... 4 kobiety, oskarżające Billa Clintona o molestowanie! Zatem nic dziwnego, że spotkanie kandydatów rozpoczęło się zgrzytem - nie podali sobie nawet dłoni. Dalsza część debaty przebiegała w równie napiętej atmosferze. W trakcie spotkania Trump straszył Clinton, że ta trafi do więzienia w związku z głośną sprawą jej maili.
Debata miała formę spotkania z wyborcami, którzy także mogli zadawać pytania i trwała 90 minut. Dyskusję moderowało dwoje dziennikarzy - gwiazda CNN Anderson Cooper oraz Martha Raddatz z ABC. W trakcie spotkania kandydatów, Trumpo wielokrotnie powtarzał, że prowadzący źle go traktują i jest to pojedynek "trzech na jednego".
Afera taśmowa i zdrady Clintona
Atmosfera stała się napięta w momencie, kiedy prowadzący zapytał Trumpa o wyciek taśm, na których słychać jego kontrowersyjne, seksistowskie wypowiedzi. Trump bronił się i tłumaczył, że była to męska rozmowa w szatni, po czym przeprosił swoją rodzinę i Amerykanów.
Clinton nie dawała jednak za wygraną. To co widzieliśmy i słyszeliśmy, to był Donald mówiący o kobietach, to co myśli o kobietach, to co robi z kobietami - odpowiedziała Hilary Clinton. - Jest jasne dla każdego, że to dokładnie odzwierciedla, kim jest - dodała kandydatka Demokratów.
W odpowiedzi kandydat Republikanów, mimo wcześniejszych obietnic, że nie będzie wypominał zdrad męża Hilary, przeszedł do ataku na Billa Clintona. - Bill Clinton molestował kobiety, a teraz się z tego śmieje - stwierdził Trump.
Groźba więzienia
W rozmowie kandydatów pojawił się także temay wycieku prywatnych korespondecji kandydatki Demokratów, które wysyłała z konta, używanego niezgodnie z przepisami do do przesyłania rządowej korespondencji. - Biorę odpowiedzialność za wykorzystanie osobistego konta mailowego, to był błąd. Ale żadne tajne materiały z mojej skrzynki nie trafiły do niepowołanych osób - broniła się Hillary Clinton.
Trump nie poddawał się i zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, to wyznaczy specjalnego prokuratora, który zajmie się sprawą maili Clinton. - Ona znowu kłamie w tej sprawie - oskarżył rywalkę. Clinton zripostowała, że dobrze, że ktoś z takim temperamentem nie stoi na czele prawa w USA. - Bo wtedy siedziałabyś w więzieniu - odpowiedział Trump.
"Ekstremalne prześwietlania" muzułmanów
- Islamofobia to wstyd. Ale problem istnieje, czy nam to się podoba, czy nie - mówił Trump, odpowiadając na pytanie prowadzącego o walkę z islamskim ekstremizmem. Zaznaczył, że muzułmanie "muszą raportować służbom i wskazywać miejsca ataków terrorystycznych w Ameryce i za granicą". Zarzucił Obamie i Clinton poprawność polityczną - że nie chcą nazwać problemu po imieniu i nie mówią o radykalnym islamie.
Pytany o postulat zakazu wjazdu muzułmanów do USA Trump kluczył, że chodzi mu o "ekstremalne prześwietlanie" przyjeżdżających do kraju wyznawców islamu, bo mogą być "największym w dziejach świata koniem trojańskim".
- Muzułmanie są w Ameryce od czasów George'a Waszyngtona. Wielu odnosiło ogromne sukcesy, jak zmarły niedawno Muhammad Ali. Oni muszą być częścią amerykańskiego społeczeństwa. Wiem, jakie to dla nich ważne - starała się tonować nastroje Clinton.
Za wyciekiem maili stoi Kreml?
Kolejne pytanie dotyczyło ujawnionych przez WikiLeaks maili, które w niekorzystnym świetle stawiają Clinton. Kandydatka Demokratów szybko przeszła do sugerowania, że za wyciekami korespondencji elektronicznej może stać Kreml, który chce wpłynąć na wynik wyborów. Swoją wypowiedź zakończyła przytykiem w kierunku rywala stwierdzając, że warto byłoby przyjrzeć się jego "szemranym interesom" z Rosjanami.
- Nie znam Putina, ale dobrze byłoby dogadać się z Rosją i walczyć razem przeciwko Państwu Islamskiemu - odpowiedział Trump.
Według sondażu CNN/ORC przeprowadzonego na obserwatorach debaty, Hillary Clinton odniosła wyraźne zwycięstwo. Kandydatka Demokratów zdobyła 57 proc. głosów, Trump zaledwie 34 procent.
Wyniki sondażu, choć dają zwycięstwo Hillary Clinton, nie napawają obozu Demokratów optymizmem.
Clinton, zdaniem obserwatorów wypadła gorzej niż podczas pierwszej debaty. Wtedy to aż 62 procent obserwatorów przyznało jej palmę zwycięstwa.