W Wigilię chrześcijańskie rodziny zamieszkujące region Bliskiego Wschodu zjedzą skromną kolację, będą śpiewały kolędy i się modliły. Najbardziej pożądanymi prezentami będą artykuły pierwszej potrzeby. Choć to wyjątkowa noc, przed ich domami zapewne znów dojdzie do wymiany ognia. Będą jednak szczęśliwi, przebywając razem z rodziną w oczekiwaniu na narodzenie Boga. W ten sposób zamanifestują, że w kolebce chrześcijaństwa wiara i tradycja przetrwały nawet piekło wojny.
Nie wszędzie jednak chrześcijanie będą świadkami centralnych uroczystości bożonarodzeniowych. – W tym roku zdecydowaliśmy o odwołaniu miejskich obchodów Bożego Narodzenia – potwierdził rzecznik prasowy miejskiego urzędu w Nazarecie. – Jest to spowodowane ostatnią decyzją prezydenta USA Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady tego kraju z Tel Awiwu do Jerozolimy, co wznieciło w regionie masowe protesty – dodał. Trudno sobie jednak wyobrazić, że do Betlejem czy Nazaretu nie ruszą tysiące bożonarodzeniowych pielgrzymów, mimo napiętej sytuacji i ogłoszonej kolejnej intifady (palestyńskiego zrywu).
Record breaking 20% increase in Christmas pilgrims to Israel expected https://t.co/e8evDv2NkU #ChristianNews pic.twitter.com/NK85uaBjZn
— The Jerusalem Post (@Jerusalem_Post) 20 grudnia 2017
Na co dzień w miastach Chrystusa dominują muzułmanie, choć jeszcze w 1943 r. w Betlejem 85 proc. mieszkańców stanowili chrześcijanie. Dzisiaj jest to tylko 2 proc. Podobnie jest w innych miastach, a nawet państwach regionu. Statystyki są różne, ale bez względu na autora badań dane są alarmujące – na Bliskim Wschodzie zastraszająco spadła liczba mieszkających tam chrześcijan. A przecież jest to region uznawany za kolebkę chrześcijaństwa.
Choć w Iraku czy Syrii wciąż trwa wojna, a w Libii do jej wzniecenia potrzeba zaledwie iskry, dla społeczności chrześcijańskiej tegoroczne święta Bożego Narodzenia są kluczowe. Stanowią symbol, który pokazuje, że mimo okrutnych prześladowań wyznawcy Chrystusa przetrwali i nie porzucili swojej ojczystej ziemi.
To wspaniałe wydarzenie! To nowe narodziny Aleppo – w ten sposób jeden z syryjskich chrześcijan komentował ubiegłoroczne, pierwsze publiczne obchody Bożego Narodzenia po zakończeniu walk wewnątrz miasta. Na jednym z placów w Aleppo stanęła okazała choinka przyozdobiona migającymi światełkami. Pięcioletni okres walk w tym mieście krwawo odznaczył się dla miejscowych chrześcijan – w czasie świąt dżihadyści odpalali improwizowane rakiety w stronę kościołów, w których odbywały się msze, snajperzy polowali na kobiety i dzieci idące ulicami. Tłumy przy ubiegłorocznej choince w Aleppo były dowodem na to, że wszystkie przeciwności udało się przezwyciężyć. Wszyscy żyją nadzieją, że tegoroczne Boże Narodzenie będzie dla Aleppo spokojniejsze. Z każdym miesiącem do zrujnowanego miasta wraca coraz więcej chrześcijańskich rodzin. Kiedyś żyło tutaj 200 tys. chrześcijan. Dziś szacuje się ich liczbę na ok. 50 tys.
Święta w Aleppo znaczą bardzo wiele. Nie da się oddzielić religijnego Bożego Narodzenia od manifestacji pokoju. Każda chrześcijańska rodzina w Syrii w bożonarodzeniowe dni zapala świeczkę pokoju. W ten sposób Aleppo ogniskuje w sobie tragizm chrześcijan na Bliskim Wschodzie wciśniętych w machinę wojenną.
Czytaj więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".