Co z tego, że Władimir Putin powołałby pod broń nawet pół miliona ludzi, skoro Rosja tej broni nie ma? – pytał na antenie Telewizji Republika Grzegorz Kuczyński z dziennika Polska The Times.
Dziennikarz i ekspert. ds. wschodnich podkreślił, że Dzień Zwycięstwa przebiegł zupełnie inaczej niż to planowały władze Rosji. – To miał być dzień podwójnego zwycięstwa: nad Niemcami i nad Ukrainą – tłumaczył. – Tymczasem nie mógł ogłosić żadnego zwycięstwa, bo takiego zwycięstwa nie ma.
Jak dodał, można było się spodziewać, że w swoim przemówieniu prezydent Rosji będzie miał więcej porównań obecnego konfliktu Rosji z Ukrainą i z Zachodem do walki Rosji Sowieckiej z III Rzeszą. – Tam nie ma nic nowego, tam są powtórzenia tez, które stawiał w lutym, gdy atakował Ukrainę – mówił dziennikarz.
Co ważne, w przemówieniu zabrakło tego, o czym spekulowano od dawna, czyli formalnego wypowiedzenia wojny Ukrainie i ogłoszenia powszechnej mobilizacji. – Gdyby Putin ogłosił wojnę z Ukrainą, przyznałby się do porażki operacji specjalnej – tłumaczył Kuczyński. – Co z tego, że Putin powołałby pół miliona ludzi pod broń, skoro tej broni nie ma? Trzeba też pamiętać, że czymś innym jest oglądanie „operacji specjalnej” w kontrolowanych przez propagandę telewizorach, a czymś innym sytuacja, gdy setki tysięcy mężczyzn mogę dostać wezwania do do odbycia służby wojskowej.
Jak dodał, to było przemówienie ani niczego nie kończące, ani nie otwierające. – Mimo wszystko Rosja ma dużo większe rezerwy personalne niż Ukraina – mówił dziennikarz. – Jedyną nadzieją jest jeszcze większa pomoc Zachodu.
Cała rozmowa w oknie powyżej. Polecamy!