Przejdź do treści
Radio Republika Gośćmi Antoniego Opalińskiego i Adriana Stankowskiego w Radiu Republika będą w środę: 6:19 Wojciech Gnat (ekonomista, politolog), 6:35 Jakub Maciejewski (Republika), 7:10 Jarosław Sachajko (Wolni Republikanie), 7:43 Filip Memches (Do rzeczy)
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” Jeleśnia zaprasza na spotkanie otwarte z Robertem Bąkiewiczem. 20 listopada, godz. 18:00, Restauracja „U Meresa”, T. Kościuszki 40, 34-100 Żywiec
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” Łomża zaprasza na spotkanie z historykiem Iwo Benderem, 20 listopada, godz. 17:00, aula kard. Stefana Wyszyńskiego Uczelni Jańskiego, ul. Krzywe Koło 9, Łomża.
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” Warszawa zaprasza na spotkanie z Mateuszem Morawieckim, 20 listopada, godz. 18.00, lokal Stowarzyszenia Wolnego Słowa ul. Marszałkowskiej 7 (wejście od Emila Zoli), Warszawa
Wydarzenie Klub Gazety Polskiej w Nowym Dworze Mazowieckim i NPR zapraszają na spotkanie z posłem Markiem Jakubiakiem 21 listopada o godz. 18:00 w Nowodworskim Ośrodku Kultury przy ul I.J. Paderewskiego 1a
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” w Sulęcinie zaprasza na spotkanie z Tomaszem Sakiewiczem, prezesem TV Republika, 21 listopada, godz. 18.30, Hotel Kamienica ul. Żeromskiego 72 Sulęcin
Wydarzenia Klub "Gazety Polskiej" Rumia zaprasza na spotkanie z Krzysztofem Szczuckim, Pawłem Szrotem i Michałem Kowalskim, 22 listopada, godz. 12.00, Cech Rzemiosła i Przedsiębiorczości, 10 lutego 33, Gdynia
Wydarzenie Klub "Gazety Polskiej" Zgorzelec zaprasza na spotkanie ze Sławomirem Jastrzębowskim i Karolem Gnatem, 22 listopada, godz. 17:00, sala spotkań przy Kościele Św Bonifacego ul. Emilii Plater, Zgorzelec
Wydarzenie Klub "Gazety Polskiej" w Nowym Targu zaprasza na spotkanie z Adamem Borowskim, które odbędzie się 22 listopada o godz. 18:00 w restauracji przy ul. Waksmundzkiej 105 w Nowym Targu
Wydarzenie Klubu "Gazety Polskiej" Starachowice oraz Poseł Krzysztof Lipiec zapraszają na spotkanie z Adrianem Stankowskim, 23 listopada, godz. 17:30, Park Kultury (SCK) ul. Radomska 21 Starachowice
Wydarzenie Klub "Gazety Polskiej" Aleksandrów Łódzki zaprasza na spotkanie z posłem PiS, Przemysławem Czarnkiem. 24 listopada, godz. 18:00, Hotel Restauracja Pelikan, ul. Wierzbińska 58, Aleksandrów Łódzki
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” w Poznaniu zaprasza na spotkanie z Bogdanem Święczkowskim, 25 listopada, godz. 17:00, Hotel Mercure, ul. Roosevelta 20, Poznań
Wydarzenie Klub „Gazety Polskiej” Braniewo zaprasza na spotkanie ze Sławomirem Cenckiewiczem oraz Andrzejem Śliwką, 27 listopada, godz. 18:00, Centrum Kultury, ul. Katedralna 9 (Galeria Podziemie)
Wydarzenie Uroczystości 195. rocznicy wybuchu Powstania Listopadowego. Olszynka Grochowska, niedziela, 30.11. Początek o g. 12:30, Kopiec Bohaterów Olszynki Grochowskiej w Alei Chwały (ul. Chełmżyńska). Od g. 13:00 uroczystości przy Mogile Powstańczej, ul. Szeroka
Portal tvrepublika.pl informacje z kraju i świata 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Nie zasypiamy nigdy. Bądź z nami!
NBP Nowa publikacja NBP: „Polski złoty i niezależność Narodowego Banku Polskiego jako fundamenty rozwoju gospodarczego" – książka prof. Adama Glapińskiego, Prezesa NBP. Wersja elektroniczna dostępna bezpłatnie na nbp.pl

Chaos na francuskiej scenie politycznej – czy Macron doprowadzi do przedterminowych wyborów?

Źródło: Telewizja Republika

Emmanuel Macron znów pod ścianą. Prezydent Francji spotkał się właśnie z przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego i przewodniczącym Senatu – co zgodnie z art. 12 francuskiej konstytucji jest wymagane, jeśli zamierza rozwiązać parlament. Czy oznacza to przyspieszone wybory parlamentarne we Francji? W Paryżu huczy od spekulacji. Choć Pałac Elizejski nie potwierdza jeszcze takiego scenariusza, kryzys polityczny nad Sekwaną osiągnął punkt krytyczny. Po dymisji kolejnego premiera i fiasku prób sklecenia koalicji rządzącej Macron musi wybierać: albo znajdzie cudowną receptę na większość parlamentarną, albo zaryzykuje rozpisanie nowych wyborów, wiedząc, że może na tym stracić władzę. Tymczasem francuska prawica z Marine Le Pen na czele już zaciera ręce, prezentując się jako gotowa alternatywa dla pogrążonej w chaosie prezydentury Macrona.

Prezydent bez większości 

Aby zrozumieć obecny impas, trzeba cofnąć się do wyborów parlamentarnych z czerwca 2022 roku. Były one zimnym prysznicem dla świeżo wybranego na drugą kadencję Macrona. Jego centrowa koalicja Ensemble („Razem”) zdobyła co prawda najwięcej mandatów, ale tylko 245 na 577 – daleko od bezwzględnej większości 289 głosów. Po raz pierwszy od dekad nowo wybrany prezydent nie dysponował większością w Zgromadzeniu Narodowym, co oznaczało paraliżującą konieczność szukania głosów u opozycji. Drugie miejsce zajęła lewicowa koalicja NUPES (Nowa Unia Ludowa) z 131 mandatami, a prawdziwą sensacją był wynik Marine Le Pen. Jej dotąd izolowana partia Zjednoczenie Narodowe (RN) wprowadziła aż 89 deputowanych – podczas gdy w poprzednich wyborach w 2017 r. miała ich zaledwie ośmiu. To historyczny sukces francuskiej prawicy narodowej, czyniący z RN drugą największą siłę opozycyjną w izbie niższej. Tradycyjna centroprawica (Republikanie) zdobyła 61 miejsc, co ustawiło ją w roli języczka u wagi.

Prezydencka koalicja „Ensemble” znalazła się w sytuacji bez precedensu: musiała rządzić jako mniejszość. W systemie Piątej Republiki, gdzie silna władza prezydencka opiera się zwykle na parlamentarnej większości, taki układ to przepis na destabilizację. Macron wprawdzie pozostawił na stanowisku premier Élisabeth Borne, licząc że doświadczona technokratka zdoła pozyskać umiarkowanych Republikanów dla rządu jedności. Szybko okazało się to mrzonką. Podzielony politycznie parlament ugrzązł w klinczu – każda ustawa wymagała targów i ustępstw, a opozycja raz po raz rzucała prezydentowi kłody pod nogi. Dość powiedzieć, że w ciągu kilkunastu miesięcy rząd Borne 17 razy sięgał po kontrowersyjny art. 49.3 konstytucji, pozwalający przyjmować ustawy bez głosowania (o ile opozycja nie obali rządu wotum nieufności). Ten tryb, de facto rządzenie dekretami, wywoływał wściekłość opozycji i oskarżenia Macrona o arogancję władzy.

Mniejszościowy rząd i bunt Francuzów

Symbolicznym punktem zapalnym stała się forsowana przez Macrona reforma emerytalna. Prezydent uparł się, by podnieść wiek emerytalny z 62 do 64 lat, mimo masowych protestów społecznych. Gdy w marcu 2023 r. rząd Borne zdecydował się przepchnąć tę reformę bez głosowania, powołując się na art. 49.3, opozycja z lewej i prawej strony jednym głosem potępiła taki krok jako „zamach na demokrację”. Na ulice francuskich miast wyszły setki tysięcy oburzonych obywateli, doszło do strajków i starć z policją. W parlamencie zaś złożono wnioski o wotum nieufności wobec rządu. Jeden z nich omal nie obalił gabinetu – zabrakło zaledwie 9 głosów, by rząd Borne upadł. To pokazuje skalę politycznego wrzenia: nawet umiarkowani posłowie prawicy byli o krok od wywrócenia rządu Macrona w porozumieniu z lewicą i narodowcami. Prezydent przetrwał ten szturm, ale jego pozycja chwiała się w posadach, a notowania popularności runęły do rekordowo niskich poziomów.

Macron, znany z ambicji i nieustępliwości, zarzekał się wówczas, że nie rozwiąże parlamentu pod presją ulicy. Obawiał się – zapewne słusznie – że nowe wybory w apogeum społecznego gniewu mogłyby zakończyć się dla niego katastrofą. Sondaże już wtedy pokazywały bowiem dalszy wzrost poparcia dla Marine Le Pen. Francuzi rozczarowani chaosem w państwie zaczynali patrzeć przychylniej na ugrupowanie długo uznawane za „niedemokratyczne”. W Zgromadzeniu Narodowym posłowie RN, wcześniej polityczni outsiderzy, zachowywali się zaskakująco zdyscyplinowanie i merytorycznie, odcinając się od burd urządzanych czasem przez skrajną lewicę. Le Pen konsekwentnie łagodziła swój wizerunek, kreując się na głos rozsądku i spokoju w kontraście do „panicza” Macrona i radykałów spod znaku Jean-Luca Mélenchona. Paradoks francuskiej sceny politycznej polegał na tym, że właśnie Marine Le Pen – od lat określana mianem „skrajnej prawicy” – jawiła się coraz liczniejszym wyborcom jako gwarant normalności w państwie pogrążonym w permanentnym kryzysie.

Macron stawia wszystko na jedną kartę

Mijają kolejne miesiące impasu. Emmanuel Macron próbuje przetrwać resztę kadencji (ma mandat prezydenta aż do 2027 r.) bez oddawania pola opozycji. Jednak parlamentarnego pata nie udaje się przełamać. Prezydent co prawda nieformalnie dogaduje się z częścią Republikanów, by popierali niektóre rządowe ustawy, lecz to wciąż za mało do stabilnych rządów. Opozycja urządza mu regularne polityczne przesłuchania – przez półtora roku urządzono 17 głosowań nad wotum nieufności i choć każdy rząd się obronił, zużycie polityczne obozu Macrona rosło. Francja ugrzęzła w dryfie, bez reform i z narastającym długiem publicznym (ok. 116% PKB). W czerwcu 2024 Macron w końcu zdecydował się na desperacki krok: rozwiązał Zgromadzenie Narodowe i rozpisał przedterminowe wybory parlamentarne. Decyzja ta zaskoczyła nawet wielu jego zwolenników – jeszcze niedawno zapewniał przecież, że tego nie zrobi. Wyglądało to na hazardową zagrywkę: prezydent liczył, że nowe rozdanie w izbie niższej pozwoli odzyskać kontrolę nad państwem. W razie sukcesu mógłby ostatnie lata kadencji poświęcić realizacji swojego programu, a w razie powtórki impasu – zrzucić winę na nieodpowiedzialną opozycję.

Wybory odbyły się w lipcu 2024 r. i rzeczywiście zapisały się w historii, choć nie tak, jak marzył Macron. Już pierwsza tura przyniosła sensację: najwięcej głosów zdobyło Zjednoczenie Narodowe Le Pen – 32%. W drugiej turze jednak do gry weszła francuska ordynacja większościowa i tzw. „front republikański” – nieformalny sojusz wszystkich od centrum po komunistów, byle tylko nie dopuścić RN do władzy. Ponad 200 kandydatów lewicy i centrum wycofało się przed dogrywką, by nie rozbijać antylepenowskiego elektoratu. Ta mobilizacja przyniosła skutek: najwięcej mandatów ostatecznie zdobył blok lewicowy Nowy Front Ludowy (NFL) – 182 posłów. Marine Le Pen wprowadziła do Zgromadzenia 125 deputowanych RN (143 razem z kilkunastoma sprzymierzonymi konserwatystami), co dało jej partii dopiero trzecią pozycję. Macron zaś poniósł spektakularną porażkę – jego centryści stopnieli do 168 mandatów (utrata 77 miejsc). Żadne ugrupowanie nie zbliżyło się nawet do progu większości absolutnej 289 posłów. Francuzi wybrali parlament w jeszcze większym rozsypaniu niż poprzedni. Prezydent zapłacił polityczną cenę za swój gambit – zamiast wzmocnienia władzy, rozwiązanie parlamentu osłabiło jego obóz i przyspieszyło erozję jego autorytetu.

Po wyborach z lipca 2024 zaczęły się prawdziwe schody. Skoro lewica miała najwięcej mandatów, prezydent stanął przed dylematem: albo powołać rząd z opozycji (tzw. kohabitacja, np. z lewicowym premierem), albo próbować sklecić własny gabinet mniejszościowy z tymi centrowcami i prawicowcami, którzy zechcą z nim współpracować. Macron wybrał to drugie, ryzykowniejsze wyjście – nie chciał oddawać steru rządów swoim przeciwnikom. Jednak żaden z jego nowych rządów nie przetrwał długo. Najpierw na premiera mianowany został François Bayrou (lider centrowej partii MoDem, dawny sojusznik Macrona). Jego gabinet upadł jesienią 2024, kiedy posłowie odrzucili rządowy projekt budżetu cięć – opozycja przegłosowała wtedy wotum nieufności i Bayrou musiał odejść. Macron spróbował więc innej taktyki: powierzył misję utworzenia rządu Michelowi Barnierowi, doświadczonemu politykowi kojarzonemu z umiarkowaną prawicą (Republikanami). Ten ruch miał przeciągnąć na stronę władzy część konserwatystów. Nic z tego – wiosną 2025 r. Barnier również poległ w głosowaniu nad wotum nieufności, znów na tle sporów o budżet i cięcia wydatków. Francja biła rekordy w liczbie zmian premiera, a media z przekąsem zaczęły porównywać sytuację V Republiki do chronicznej niestabilności politycznej Włoch.

Anarchia w Paryżu – nadchodzi czas Le Pen?

Kulminacja nastąpiła jesienią 2025. W ciągu zaledwie kilku tygodni Francja miała trzech premierów! Po dymisji Barniera Macron powołał na szefa rządu Sébastiena Lecornu – młodego technokratę z własnego obozu, uchodzącego za kompromisowego negocjatora. Lecornu próbował stworzyć „rząd ponad podziałami”, wciągając do gabinetu paru konserwatystów, m.in. wpływowego Bruna Retailleau (lidera Republikanów w Senacie) jako ministra spraw wewnętrznych. To jednak okazało się przepisem na katastrofę. Gdy w październiku ogłoszono skład nowego rządu, rozległa się krytyka z każdej strony. Prawica poczuła się oszukana obecnością w gabinecie Bruno Le Maire’a – starego ministra finansów Macrona, którego obwinia za wysokie zadłużenie kraju. Już kilkanaście godzin po nominacjach doszło do buntu: Retailleau publicznie skrytykował Lecornu za złamanie obietnicy „zerwania z polityką poprzedników”. To z kolei wywołało burzę po stronie prezydenckiej. Nowy rząd jeszcze nie zdążył powstać, a już się rozpadł – premiera posypała się lawina dymisji i żądań rekonstrukcji. W rezultacie Sébastien Lecornu podał się do dymisji po 27 dniach urzędowania, stając się najkrócej urzędującym premierem w nowoczesnej historii Francji. Trzeci premier w ciągu roku stracił stanowisko, a państwo pogrążyło się w kompletnym chaosie.

W tej sytuacji rozległy się nawoływania: „Macron musi odejść!”. Nawet bliscy niegdyś sojusznicy prezydenta zaczęli publicznie kwestionować jego przywództwo. Były premier Edouard Philippe stwierdził, że jeśli trzech kolejnych premierów nie jest w stanie uzyskać większości, prezydent powinien „odejść z urzędu w uporządkowany sposób” po uchwaleniu budżetu, by umożliwić przełamanie impasu. Skrajnie lewicowa „Francja Nieujarzmiona” poszła dalej – jej lider Jean-Luc Mélenchon domagał się wręcz impeachmentu Macrona. Coraz głośniej brzmi jednak głos prawicy narodowej, bo to ona wydaje się największym wygranym politycznego zamętu. Marine Le Pen i jej partia RN konsekwentnie apelują o rozpisanie zarówno nowych wyborów parlamentarnych, jak i nawet wcześniejszych wyborów prezydenckich. „Przyspieszone wybory są konieczne” – powtarza Le Pen, wskazując, że obecny parlament nie odzwierciedla już woli narodu. Jej następca na stanowisku szefa RN, 28-letni Jordan Bardella, deklaruje bez ogródek: „Jesteśmy gotowi do rządzenia”.

Niegdyś establishment traktował możliwość dojścia Marine Le Pen do władzy jak political fiction. Dziś taki scenariusz jest całkiem realny. Zjednoczenie Narodowe cieszy się dużym i stabilnym poparciem – przed zeszłorocznymi wyborami prowadziło w sondażach z wynikiem 36%. Choć ordynacja większościowa w 2024 r. pozbawiła je zwycięstwa, kolejna kampania mogłaby potoczyć się inaczej. W obozie Le Pen panuje przekonanie, że Francuzi mają dość „cyrku” fundowanego przez Macrona i lewicę, i w końcu dadzą szansę prawicy na samodzielne rządy. „Kordon sanitarny” wokół RN pękł już zresztą w wielu miejscach – we władzach Zgromadzenia Narodowego narodowcy obsadzili w 2022 r. dwa stanowiska wicemarszałków, bo posłowie obozu władzy nie byli w stanie ich zablokować. Nawet część Republikanów skłania się ku współpracy z RN, widząc w tym mniejsze zło niż dalsze trwanie chaosu. W ostatnich dniach Bruno Retailleau – ten sam, który storpedował rząd Lecornu – oświadczył, że jego partia gotowa jest wejść do rządu w ramach kohabitacji, byle prawica „nie rozpłynęła się” w macronistowskim obozie. To wyraźny sygnał: tradycyjna prawica dystansuje się od skompromitowanego prezydenta i szuka nowego układu sił.

Jaka przyszłość polityczna czeka Francję?

Kiedy piszemy te słowa, Emmanuel Macron wciąż waha się nad decyzją. Konsultacje w Pałacu Elizejskim z szefami obu izb parlamentu sugerują, że realnie rozważa on rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego. Ma jednak świadomość, że to zagranie va banque. Kolejne przyspieszone wybory – drugie w ciągu półtora roku – mogą pogrążyć resztki jego obozu. Jeśli faktycznie do nich doprowadzi, będzie to akt desperacji, ostatnia próba odzyskania inicjatywy. Warto pamiętać, że zgodnie z konstytucją po rozwiązaniu parlamentu prezydent nie mógłby tego zrobić ponownie przez kolejny rok. Innymi słowy, Macron nie ma już wielu ruchów. Alternatywą byłaby zgoda na premiera spoza własnego kręgu (np. z opozycji), co oznaczałoby upokarzającą kohabitację i oddanie sterów rządu rywalom politycznym. Jak dotąd prezydent twardo odrzucał wezwania do takiego kroku. Równie stanowczo dementuje sugestie, jakoby rozważał swoją własną dymisję – mimo apeli nawet ze strony dawnych sprzymierzeńców. Macron najwyraźniej zamierza trwać na stanowisku do końca kadencji w 2027 r., licząc na cud lub szczęśliwy zbieg okoliczności, który pozwoli mu przełamać impas.

Cudu jednak nie widać. Francja pogrąża się w kryzysie politycznym o niespotykanej skali. W ciągu zaledwie dwóch lat rządów Macrona doszło do takiej rotacji premierów, że publicyści piszą o „francuskim tasiemcu”, a inwestorzy z niepokojem patrzą na skaczące rentowności obligacji w reakcji na wieści z Paryża. Państwo uważane dotąd za ostoję stabilności w Unii Europejskiej zaczyna przypominać rozchwianą IV Republikę sprzed dekad lub politycznie podzielone Włochy. Jednocześnie narasta frustracja społeczeństwa – obywatele czują, że władza nie jest w stanie realizować podstawowych zadań, a kolejne wybory nie rozwiązują problemu. W takich warunkach skrajności zyskują wiatr w żagle. Marine Le Pen już trzykrotnie bez powodzenia kandydowała na prezydenta, ale nigdy dotąd nie miała tak sprzyjającej koniunktury, by sięgnąć po realną władzę. Jeśli Macron zdecyduje się na przedterminowe wybory parlamentarne, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tym razem to obóz Le Pen wyjdzie z nich wzmocniony, być może nawet jako zwycięzca. A wtedy scenariusz, w którym za kilka lat – albo i szybciej – na czele Francji staje pierwsza kobieta-prezydent o nacjonalistycznych poglądach, przestanie być political fiction. Francuski parlamentarny cyrk może więc mieć swój finał w postaci radykalnej zmiany politycznej władzy. Czy będzie to lekarstwo na chaos, czy tylko jego nowa odsłona – o tym zadecydują już francuscy wyborcy.

Źródła: Euronews, PAP, Portal TV Republika

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.

Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google. 

Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube

Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB

Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X

Wiadomości

ATACMS

Przełom w wojnie: Ukraina odpaliła ATACMSy

Jest decyzja w sprawie Epsteina. Nie ma odwrotu

AKTUALIZACJA

Rosjanie trafili w szpital

Śliwka w Republice: obecnie państwo polskie jest z tektury

IPN rozpoczął obchody 45. rocznicy rejestracji NSZZ "Solidarność"

Ten filmik może stać się hitem sieci. Mentzen z humorem pokazał co myśli o Czarzastym

Francja szykuje zmianę po mundialu! Chodzi o wybór nowego trenera

Ziobro o dywersji: ABW nie ma na terrorystów czasu

Czarzasty wybrany na marszałka Sejmu. Płażyński: ponury dzień dla demokracji

Izba Reprezentantów USA przegłosował ustawę w sprawie ujawnienia akt Epsteina

Zmiany zasad ortografii, język polski zostanie „zaktualizowany”

Kulesza wygrała w Tańcu z Gwiazdami Porsche… i oddała je na cele dobroczynne: „Mieszkałam w bloku, jeździłam Renault Kangoo

Prezydent reaguje na wybór Czarzastego na marszałka Sejmu: "Chciałbym, żebyśmy byli w innym miejscu"

Kolejne zwycięstwo Polski U21! Podopieczni Brzęczka nie do zatrzymania

Marszałek „rotacyjny” z PZPR – komunistyczny rodowód polityczny Włodzimierza Czarzastego

Najnowsze

ATACMS

Przełom w wojnie: Ukraina odpaliła ATACMSy

IPN inauguruje obchody 45. rocznicy rejestracji Solidarności

IPN rozpoczął obchody 45. rocznicy rejestracji NSZZ "Solidarność"

Ten filmik może stać się hitem sieci. Mentzen z humorem pokazał co myśli o Czarzastym

Francja szykuje zmianę po mundialu! Chodzi o wybór nowego trenera

Ziobro o dywersji: ABW nie ma na terrorystów czasu

Biały Dom

Jest decyzja w sprawie Epsteina. Nie ma odwrotu

Charków

AKTUALIZACJA

Rosjanie trafili w szpital

Śliwka w Republice: obecnie państwo polskie jest z tektury