Premier Wielkiej Brytanii David Cameron oświadczył po szczycie UE, że jego kraj nie zapłaci dodatkowych 2 mld euro do budżetu UE, których żąda od niego KE. Przywódcy uzgodnili, że w tej sprawie odbędzie się dodatkowe spotkanie ministrów finansów "28".
Komisja Europejska zażądała od Wielkiej Brytanii dodatkowej wpłaty 2,1 mld euro do unijnej kasy po tym, gdy okazało się, że tegoroczna składka Londynu była zbyt mała w stosunku do obliczonego według nowych zasad brytyjskiego produktu krajowego brutto.
Nowa formuła obliczania PKB, znana jako ESA 2010, do gospodarczego bilansu państwa dolicza m.in. dodatkowe kategorie wpływów z transakcji kapitałowych, jak też wydatki obywateli na usługi prostytutek i narkotyki.
W ramach tych wyliczeń okazało się, że dotychczas deklarowany PKB jest w niektórych państwach zaniżony w stosunku do rzeczywistego i dlatego muszą one wpłacić do unijnego budżetu zwiększoną składkę, a jednocześnie inne państwa dostaną dodatkowy rabat. Polsce według źródeł dyplomatycznych miałby przypaść zwrot ponad 300 mln euro. Z kolei Francja - według Financial Times'a - mogłaby liczyć aż na 1 mld euro rabatu.
Dla Londynu kwota do wpłaty okazała się zbyt wysoka, dlatego Cameron poruszył sprawę na szczycie. Premier Ewa Kopacz nie wymieniając nikogo z nazwiska relacjonowała dziennikarzom, że to była część Rady Europejskiej, na której "emocje wzięły górę".
Sam Cameron, którego cytuje Reuters, powiedział na konferencji prasowej, że żądanie wpłacenia dodatkowych środków jest "całkowicie nieakceptowalne".
Według relacji polskiej premier szczyt zgodził się, że w tej sprawie z przedstawicielami KE spotkają się ministrowie finansów krajów UE.
– Ustalenie końcowe jest takie - ja to ustalenie poparłam - aby jak najszybciej spotkali się ministrowie finansów wszystkich krajów UE z przedstawicielem KE i zdecydowali, w jakim trybie mogą wesprzeć te kraje, które będą miały bardzo krótki czas, żeby te zobowiązania wypełnić – powiedziała Kopacz.