W nocy z wtorku na środę zbombardowano domy przywódców i polityków Hamasu, w tym posiadłość należącą do wysokiej rangi przywódcy Mahmuda al-Zahara w mieście Gaza – poinformowali przedstawiciele armii Izraela. Hamas zapowiedział zintensyfikowanie walki.
Według służb bezpieczeństwa Strefy Gazy i świadków, w momencie ataku w domu al-Zahara nie było nikogo. Ma on ukrywać się przed izraelskimi atakami w nieznanym miejscu.
Czteropiętrowy budynek należący do al-Zahara został trafiony co najmniej dwiema rakietami. Budynek został w znacznym stopniu zniszczony; uszkodzone zostały sąsiednie zabudowania i meczet.
Izraelskie samoloty atakowały też dom w Gazie należący do innego przywódcy Hamasu Bassema Naima. Zbombardowano też dom byłego ministra zdrowia w rządzie Hamasu Fathi Hammada i deputowanego Hamasu Ismaila el-Aszkara w mieście Dżabalija na północy Strefy Gazy. Według źródeł palestyńskich, w rezultacie ostatnich ataków zginęły co najmniej 4 osoby.
Izrael wznowił wczoraj ataki lotnicze na Strefę Gazy, uzasadniając to tym, że palestyński radykalny Hamas wciąż ostrzeliwuje stamtąd państwo żydowskie. Naloty nastąpiły sześć godzin po jednostronnym przyjęciu przez Izrael egipskiej propozycji rozejmu.
Wczoraj rano izraelski gabinet bezpieczeństwa, w którego skład wchodzą najważniejsi ministrowie, przyjął propozycję Kairu. Decyzję podjęto kilka minut przed godz. 8 polskiego czasu, gdy rozejm z Hamasem miał zacząć obowiązywać. Premier Izraela Benjamin Netanjahu ostrzegł jednak, że jeśli radykałowie z Hamasu odrzucą ofertę zawieszenia broni i Izrael nadal będzie ostrzeliwany, wojsko rozszerzy swe operacje w Strefie Gazy.
Tymczasem zbrojne ramię Hamasu w opublikowanym komunikacie odrzuciło propozycję rozejmu oświadczając, że walka z Izraelem będzie "jeszcze bardziej intensywna i zaciekła".
Wyrażane są obawy, że inwazja lądowa Izraela na gęsto zaludnioną Strefę Gazy, liczącą 1,8 mln mieszkańców, jest coraz bardziej prawdopodobna.