Pogłębianie się konfliktu na Ukrainie może w końcu doprowadzić do rosyjskich ataków jądrowych na wybrane punkty Europy Środkowo-Wschodniej. Pierwsze głowice spadną na Warszawę, ponieważ armia rosyjska ma ten scenariusz przećwiczony – pisze na łamach magazynu "Foreign Policy" dziennikarz i autor kilku książek Jeffrey Tayler.
Zdaniem dziennikarza następne do zrównania z ziemią ma być Wilno.
Tayler powołuje się na scenariusz Andrieja Piontkowskiego, naukowca i krytyka prezydenta Rosji, a także b. dyrektora Centrum Studiów Strategicznych w Moskwie i komentatora politycznego BBC World Service.
Piontkowski uważa, że wszystko zacznie się od plebiscytu w estońskim mieście Narva. Etniczną większość stanowią tam Rosjanie. Na wzór przebiegu "plebiscytu" na Krymie, Rosja wyśle do Narvy oddziały "zielonych ludzików", aby Rosjanie mogli "w spokoju" wyrazić chęć przyłączenia się do Rosji. Estonia obecność sił rosyjskich uzna za akt agresji i odwoła się do NATO o zastosowanie artykułu 5 traktatu o Pakcie Półncocnoatalntyckim, który stanowi, że "zbrojna napaść na jednego lub więcej członków NATO oznacza atak przeciwko wszystkim".
Jak informuje "FP", NATO raczej nie zareaguje i odda Estonię Rosji. Prezydent Barrack Obama, jako laureat Pokojowej Nagrody Nobla, nie będzie chciał być prowodyrem globalnego konfliktu. Poza tym – jak wynika z sondaży – nikt na Zachodzie nie chce ginąć za Estonię, gdyby ta była w stanie wojny z Rosją.
Ale jeśli – czytamy w serwisie – NATO odpowiedziałoby na agresję na Estonię, Putin skieruje głowice nuklearne na kilka europejskich stolic Europy Środkowo-Wschodniej. Pierwsze bomby spadłyby na Warszawę, potem na stolicę Litwy. NATO nie odpowiedziałoby atomem, by jako gwarant bezpieczeństwa państw członkowskich, nie doprowadzić do "nuklearnej zagłady ludzkości".