Zatapianie kopalń w separatystycznych republikach w Donbasie na wschodzie Ukrainy już wpływa na stan wód i gruntu na terytorium będącym pod kontrolą władz w Kijowie. Eksperci ostrzegają przed ekologiczną katastrofą.
- Na części obwodów donieckiego i ługańskiego, która nie znajduje się pod kontrolą władz w Kijowie, zostało 96 działających kopalń - poinformował Mychajło Wołynec, szef Niezależnego Związku Zawodowego Górników Ukrainy, deputowany z frakcji Batkiwszczyna.
Niektóre zakłady zamknięto i przestano wypompowywać z nich wodę. Dmytro Awerin, ekspert z OBWE, poinformował portal Donbas Realiji, że obecnie zatopionych jest co najmniej 39 zakładów.
Wołynec pytany o skutki tego procesu ocenił, że będą one "katastroficzne".
- W przypadku zatapiania kopalni wody stopniowo kierują się na powierzchnię, wypychany jest metan, który gromadzi się w piwnicach, w budynkach może później dochodzić do wybuchów. Kopalniana woda trafia do rzek, zanieczyszczane są źródła wody pitnej, wysoko zmineralizowana woda powoduje zasolenie gruntów. Na tym terytorium będzie taki krajobraz jak na księżycu, nie będzie tam można żyć - stwierdził.
Według Jewhenija Jakowlewa, specjalisty z dziedziny hydrogeologii z Narodowej Akademii Nauk Ukrainy, Donbas jest na progu kryzysu. Obserwowany wzrost poziomu wód gruntowych może doprowadzić do aktywności sejsmicznej, która obejmie cały region.
Media zwracają uwagę na szczególne zagrożenie związane ze skażoną radioaktywnie kopalnią Junkom, która także znajduje się na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów. W październiku ukraiński wicepremier ds. reintegracji tymczasowo okupowanych terytoriów Ołeksij Reznikow przypomniał, że w 1979 roku na terytorium tej kopalni przeprowadzono próbę jądrową ładunku o mocy 0,3 kilotony. Po wybuchu została tam radioaktywna kapsuła, która znajduje się na głębokości 905 m. Z kopalni wypompowywano wodę, by nie doszło do skażenia.
- Według naszych informacji dwa lata temu okupacyjna administracja przestała wypompowywać wodę z tej kopalni i w danej chwili radioaktywna woda już kieruje się do poziomów wody pitnej - alarmował.
Według niego wodę przestano wypompowywać z kilkudziesięciu kopalń, a w zakładach, które wciąż działają, naruszane są normy ekologiczne.
- Jeszcze kilka miesięcy i możemy mieć ekologiczną katastrofę na okupowanych terytoriach Donbasu oraz w południowej części obwodu rostowskiego (w Rosji) - ostrzegł.
Jakowlew zapewnił w lipcu w rozmowie z Radiem Swoboda, że kopalnia Junkom nie jest jeszcze całkowicie zatopiona, ale, jak prognozował, za rok-dwa zanieczyszczone wody znajdą się na powierzchni. Wołyniec stwierdził, że woda już przeniknęła do strefy wybuchu i stopniowo trafia przez dopływy do rzeki Donec, z której piją wodę ludzie zarówno z terenów kontrolowanych przez władze w Kijowie, jak i przez separatystów. Rzeka przepływa przez Rosję, wpada Donu i do Morza Azowskiego.
Wołynec zwrócił też uwagę na problem związany z zakładem Ołeksandr-Zachid w Gorłówce, gdzie w latach 80. doszło do awarii, w ramach której do kopalni dostały się toksyczne substancje (mononitrochlorbenzol). W tej kopalni również przestano wypompowywać wodę, która trafia teraz do rzeki.
Donbas Realiji pisze, że według ekologów najbardziej ucierpieć z powodu zatapiania kopalń może zamieszkane przez kilkadziesiąt tysięcy ludzi miasto Toreck i jego okolice w obwodzie donieckim. Niedawno w ramach projektu francuskiej organizacji ACTED pobrano 20 próbek wody w Torecku, w tym w miejscowych kopalniach, by zbadać jej jakość. Okazało się, że wyniki tylko dwóch z nich w przybliżeniu odpowiadały normie wody pitnej.
Specjaliści, którzy przeprowadzili badanie, ostrzegają, że w przypadku dalszego zatapiania kopalń w niekontrolowanej przez Kijów części Donbasu może dojść m.in. do przedostania się na powierzchnię wysokozmineralizowanych wód kopalnianych na terenie 1400 hektarów, co doprowadzi do zasolenia gleby i pogorszenia jakości wód gruntowych, podtopienia ponad dwóch tysięcy hektarów ziemi, osiadania terenu na powierzchni ponad 7 tys. ha, co może doprowadzić do uszkodzenia budynków i instalacji.
- Problemu zatapiania kopalń przez separatystów Ukraina nie jest w stanie rozwiązać samodzielnie. Dla podziemnej wody nie istnieją granice polityczne, płynie ona według swoich zasad - podkreślił.
Według niego kwestia ekologii jest niewystarczająco obecna podczas rozmów tzw. grupy kontaktowej do spraw uregulowania konfliktu w Donbasie.
Jak oceniło Radio Swoboda, problem zamykanego węgielnego przemysłu w Donbasie dotyczy nie tylko ekologii.
- Całe miasta tracą sens swojego istnienia, degradacji ulega duże terytorium, masowo wyjeżdża zdolna do pracy młoda ludność. Możliwe, że właśnie tak w głowach miejscowych administratorów wygląda prawdziwe zaprowadzenie pokoju w regionie - napisał.