Ta kobieta przeżyła tragedię. Teraz walczy o to, by inne matki nie musiały przechodzić tego co ona i patrzeć na śmierć dziecka, którego lekarze nie chcą ratować.
23-letnia Carlie Underhill z Hereford w Anglii urodziła syna Kian-Johna w 22. tygodniu ciąży. Ponieważ dziecko urodziło się bardzo wcześnie, lekarze zakwalifikowali to jako poronienie i nie ratowali życia chłopca (granicą ratowania życia wcześniaka jest 24 tydzień)
Podczas ciąży lekarze odkryli, że łożysko u kobiety zaczęło się odklejać. Około 22 tygodnia dostała skurczy. Akcji porodowej nie udało się zatrzymać. 16 czerwca 2016 roku urodził się Kian-John. Ważył niewiele ponad 200 gram (7 uncji).
"Kiedy Kian-John się urodził się i okazało się, że żyje, byłam podekscytowana" - mówiła Underhill. "Tego nikt się nie spodziewał. Od razu pomyślałam, że to dla niego wielka szansa i zaraz lekarze mu pomogą".
Kobieta opowiadała, że widziała jak jej synek kopie i oddycha. Lekarze jednak powiedzieli jej, że to poronienie, w związku z czym żadnych działań podejmować nie będą. „Wtedy mój świat się zawalił” - opowiadała matka.
Młoda mama opowiadała także, że błagała pielęgniarki i położne, by pomogły jej synowi. Ale nic nie zrobiły, jedynie pozwoliły trzymać jej dziecko do czasu aż umrze.
"To takie frustrujące i smutne, czułam się taka bezradna" – mówiła. "Personel powinien pomóc każdemu, kto żyje i potrzebuje pomocy. Takie pozostawienie kogoś cierpiącego bez pomocy jest po prostu nieludzkie".
Po wyjściu ze szpitala Underhill musiała odbyć bardzo poważną rozmowę z 4-letnią córką, która z utęsknieniem czekała na brata: "Córka była wstrząśnięta. Straciła swojego małego braciszka” - powiedziała Underhill.
Zdaniem Underhill lekarze przynajmniej powinni ratować jej dziecko. Nie ma oczywiście gwarancji, że jej syn by przeżył, ale zostałby potraktowany godnie. „On żył i walczył. A teraz ja walczę o zmianę przepisów, tak by żadna matka nie musiała przechodzić przez to, co ja”.