Czy do tego kraju po latach dyktatury wróci demokracja?
Po zakończonej w środę kampanii przed wyznaczonymi na 28 lipca wyborami prezydenckimi Wenezuela - według wszelkich sondaży - po raz pierwszy od 25 lat ma szansę na powrót do rządów demokracji. Warunek jest jednak taki, że nie sprawdzi się scenariusz przygotowany przez dyktatora tego kraju, prezydenta Nicolasa Maduro.
Według absolutnej większości sondaży, demokratyczna opozycja wenezuelska może oczekiwać, że zwycięzcą niedzielnego głosowania będzie jej kandydat, Edmundo Gonzalez Urrutia. Zastąpił on najpopularniejszą liderkę przeciwników dyktatury, Marię Corinę Machado; której Nicolas Maduro za pomocą machinacji prawnych i fałszywych oskarżeń pozbawił możliwości startu w wyborach.
Jak oświadczył przedstawiciel Departamentu Stanu USA, ekspert do spraw Ameryki Łacińskiej Brian Nichols, „decydujące znaczenie w tym głosowaniu będzie miała frekwencja wyborcza. Sondaże wskazują ponad wszelką wątpliwość jako zwycięską kandydaturę opozycyjną”. Wyraził on nadzieję, że zwolennicy opozycyjnego kandydata, mimo niezliczonych przeszkód, jakie władze wenezuelskie piętrzą przed wyborcami, zdołają wziąć udział w głosowaniu. - „Istnieją jednak niezbite dowody, iż rząd Nicolasa Maduro manipuluje przy wyborach, dokonując aresztowań wśród kandydatów opozycji i pozbawiając ich możliwości startu w wyborach” - dodał Nichols.
Atmosfera napięcia w Wenezueli narasta z każdym dniem w miarę jak zbliża się niedziela wyborcza. Były prezydent Argentyny, lewicowy polityk, peronista Alberto Fernandez poinformował dziennikarzy, iż kontrolowana przez rząd Maduro Krajowa Rada Wyborcza Wenezueli zwróciła się do niego w środę, aby „zrezygnował z zapowiadanej podróży” i nie przyjeżdżał w charakterze obserwatora na wybory do tego kraju. Przyczyną tego niespodziewanego „zakazu wjazdu” dla lewicowego eksprezydenta Argentyny były powtarzane przez wszystkie latynoamerykańskie media jego słowa, skierowane publicznie do wenezuelskiego dyktatora. Fernandez wzywa go do „zaakceptowania przegranej, jeśli taki będzie wynik wenezuelskich wyborów”.
Swój wyjazd do Wenezueli w charakterze obserwatora wyborów zapowiedział także lewicowy prezydent Brazylii Luis Inacio Lula da Silva. Również on wezwał Maduro do zaakceptowania wyników głosowania, jeśli skończy się ono jego porażką, a zwycięstwem sił opozycyjnych skupionych w koalicji Platforma Jedności Demokratycznej (hiszpański skrót MUD - Mesa de Unidad Democratica).
W 335 gminach w Wenezueli lokali wyborczych będzie strzec 388 tys. żołnierzy.