Dziennikarze włoskiej gazety "La Nuova Busola" podają, że Alfie Evans, tuż przed śmiercią, miał otrzymać cztery zastrzyki z nieznanymi do tej pory substancjami. "Zabieg" miano wykonać w trakcie, gdy ojca nie było w pobliżu chłopca, ponieważ znajdował się na spotkaniu z personelem szpitala Alder Hey.
Do zabiegu – zdaniem informatorów włosiekiej gazety – doszło na dwie godziny przed śmiercią Alfiego, która nastąpiła o godz. 2.30 czasu lokalnego. Pielęgniarka, której powierzono opiekę nad chłopcem, miała podać mu serię czterech zastrzyków zawierających bliżej nieokreślone substancje. Niedługo później dziecko zmarło. Podanie zastrzyków było możliwe dzięki zaproszeniu Toma Evansa, ojca dziecka na rozmowę z obsługą szpitala. Rodzice nie chcieli komentować tej sprawy.
"Na dwie godziny przed śmiercią nasycenie tlenem wynosiło 98, a tętno ok. 160, dlatego Tom twierdził, że wkrótce wypiszą malucha do domu. Przed śmiercią, kiedy Tom wyszedł a Kate i inni członkowie rodziny przysypiali, do pokoju weszła pielęgniarka i podała dziecku cztery bliżej nieokreślone substancje. Po 30 minutach nasycenie tlenem spadło do 15, po dwóch godzinach chłopczyk zmarł" – podaje Benedetta Frigerio z "La Nuova Busola".
We wcześniej sporządzonym dokumencie zatwierdzającym odłączenie chłopca od aparatury wskazano, że podane zostaną mu substancje: Midazolan i Fentanyl – uśmierzające i odurzające przed nadchodzącą śmiercią. Przypomnijmy, że chłopiec nie tylko nie zmarł po kilku minutach od odłączenia (na co wskazywała lekarska diagnoza), ale samodzielnie oddychał przez prawie pięć dni.
Wart podkreślić też, że przez ostatnie piętnaście miesięcy Alfie nie był przyzwyczajony do samodzielnego oddychania, cierpiał na obrzęk płuc. Stąd właśnie uczucie osłupienia u wszystkich, którzy wątpili, że dziecko poradzi sobie z oddychaniem bez aparatury wspomagającej. Tom Evans wskazał, że "to nie cud, to błędna diagnoza".
Benedetta Frigerio wyraziła swoje wątpliwości co to śmierci dziecka wynikającej jedynie z faktu odłączenia go od aparatury. W planach niektórych włoskich specjalistów pojawił się pomysł przeprowadzenia niezależnej toksykologii ciała dziecka.
"Tuż przed tym, jak dziecko dostało małe dawki leków, więcej tlenu i bardziej istotnego wsparcia. Dwie godziny przed śmiercią nasycenie tlenem osiągnęło 98, a uderzeń Alfiego 160, więc Thomas był przekonany, że wkrótce pozwolą mu wrócić do domu (jak poinformowała go administracja szpitala w piątek po południu). Przed śmiercią, gdy Thomas wyszedł na chwilę (przyp. red. z sali gdzie leżał Alfie), zostawiając śpiącą Kate i innego członka rodziny w sali, weszła pielęgniarka i wyjaśniła, że da dziecku cztery leki (nikt nie wie jakie), aby go leczyć. Po około 30 minutach nasycenie tlenem spadło do 15. Dwie godziny później Alfie już nie żył" – pisze Benedetta Frigerio.
To nie jedyne skandaliczne doniesienia ws. tragicznego przypadku chłopca. Wcześniej, na łamach portalu telewizjarepublika.pl, pisaliśmy o demonicznej przeszłości placówki, w której przetrzymywano Alfiego. WIĘCEJ TUTAJ