Dziś i jutro ma odbyć się posiedzenie Rady Europejskiej. "Niemieccy politycy spędzili większość tego roku na opóźnianiu decyzji na szczeblu UE, które mogłyby pomóc obniżyć ceny energii i nic nie wskazuje na to, że mieliby zmienić swoje podejście", pisze brukselski portal Politico przed rozpoczęciem posiedzenia.
"Zamiast budować konsensus co do dalszej drogi Europy, niemieccy politycy od tygodni angażują się w niegodne użalanie się nad sobą, narzekając na to, że reszta UE jest niesprawiedliwa i ich nie rozumie" - pisze Politico.
"Ale (kanclerz Olaf) Scholz i jego ministrowie mogą winić tylko siebie, za własne błędy w polityce i komunikowaniu. Przez większą część tego roku opóźniali oni decyzje na szczeblu UE, które mogłyby pomóc obniżyć niebotycznie wysokie ceny energii. Jednocześnie zajmowali się wewnątrzkrajowymi dyskusjami, czy na przykład przedłużyć funkcjonowanie dwóch lub trzech elektrowni jądrowych o kilka miesięcy tej zimy. Podczas gdy jakaś dysfunkcyjna Belgia, którą również rządzi koalicja ze sceptycznymi wobec energii jądrowej Zielonymi, zdecydowała już w marcu o przedłużeniu życia dwóch reaktorów o 10 lat" - przypomina portal.
Pisaliśmy wcześniej: Scholz w końcu przejrzał na oczy? Mówi o jedności Europy. I o Putinie
Jak zauważa klucze do kompromisu we wszystkich kwestiach unijnej polityki - od energii po wspólne pożyczki - trzyma jednak Berlin.
"Wielu liderów w całej Wspólnocie zastanawia się, czy kanclerz Olaf Scholz zdaje sobie z tego sprawę. Oczekują oni, że po miesiącach ignorowania swoich partnerów Berlin powinien być wreszcie bardziej otwarty na kompromisy. Znakiem, że tak nie jest (...) jest przełożenie francusko-niemieckich konsultacji międzyrządowych zaplanowanych na przyszły tydzień. Powód? Ponieważ (niemieccy) ministrowie chcą wyjechać na ferie. (...) Oczywiście nie mogą ich przerwać na spotkanie w Paryżu z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i jego ministrami" - ironizuje Politico.
Przypominając sprawę gigantycznego planu wsparcia dla niemieckich obywateli i przedsiębiorstw w związku z kryzysem energetycznym portal zwraca uwagę, że Berlin nie uznał za stosowne poinformować o nim z wyprzedzeniem nawet swojego najbliższego partnera politycznego i gospodarczego - Francji.
"Fakt, że nikt w niemieckim rządzie nie przewidział negatywnej reakcji UE na program 200 miliardów euro, mówi wiele o poziomie prowincjonalności największego i najbogatszego kraju UE. Tamtejsi ministrowie federalni mają obsesję na punkcie wyborów w regionach takich jak Dolna Saksonia, czy komentarzy jakiegoś bawarskiego lidera, ale zdają się nie zastanawiać nad tym, co dzieje się w Paryżu, Rzymie czy Warszawie" - podsumowuje Politico.