Zabezpieczone workami z piaskiem domy, opustoszałe hotele i tysiące żołnierzy na posterunku. Tak wygląda wybrzeże amerykańskiego stanu Luizjana przed nadejściem pierwszego w tym sezonie huraganu. Do jego uderzenia pozostały już tylko godziny.
Od wczoraj Barry przybrał na sile. Prędkość towarzyszącego mu wiatru wzrosła z 70 do 100 kilometrów na godzinę. Meteorolodzy przewidują, że gdy jego centrum dotrze do wybrzeża Luizjany będzie huraganem 1, najniższej kategorii.
Nastąpi to najpóźniej za kilkanaście godzin. Żywioł uderzy najprawdopodobniej w rejonie dwunastotysięcznego miasteczka Morgan City. Jego skutki będą jednak odczuwalne w odległym o 100 kilometrów Nowym Orleanie.Barry przesuwa się stosunkowo powoli (6 km/h), co oznacza długotrwałe opady. Prognozy mówią, że w niektórych miejscach może spaść nawet do 600 milimetrów deszczu. Spodziewamy wysoki poziom rzek i kanałów będzie testem dla wzmocnionego po huraganie Katrina systemu wałów przeciwpowodziowych.
Władze Luizjany zmobilizowały 3 tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy będą pomagać w akcjach ratowniczych. Mają oni do dyspozycji łodzie, helikoptery i amfibie. Prezydent Donald Trump ogłosił w Luizjanie stan zagrożenia co umożliwi szybkie skorzystanie z funduszy federalnych.