Niemiecki koncern motoryzacyjny BMW musi odpowiedzieć na zarzuty nieprzestrzegania norm ekologicznych przy wydobywaniu surowców do ogniw akumulatorowych.
Chodzi o umowę na dostawy kobaltu, podpisaną w 2020 roku z marokańską firmą Managem, działającą w branży wydobywczej.
Podpisany trzy lata temu kontrakt ma wartość 100 milionów euro i ma umożliwić monachijskiemu koncernowi pokrycie około jednej piątej zapotrzebowania na kobalt niezbędny do produkcji aut elektrycznych. Pozostały surowiec ma zostać sprowadzony z Australii."Tesla nie dotrzymuje kroku, prowadzimy szybką elektryfikację naszej floty pojazdów. W ciągu następnych lat z naszych taśm zjedzie około 20 modeli całkowicie elektrycznych. Zapotrzebowanie na kobalt zwiększy się trzykrotnie. Ale znaleźliśmy dobre rozwiązanie" - ogłosił ówczesny szef BMW Andreas Wendt. Okazuje się, że tych celów nie dało się zrealizować bez naruszenia prawa.
"Warunki w marokańskiej kopalni są opłakane. Pracownicy mieszkają w brudnych barakach, a w dopływach pobliskiej rzeki stwierdzono obecność toksycznego arsenu" - ustalili dziennikarze NDR, dodając, że firma Managem z siedzibą w Casablance nie reaguje na problemy zgłaszane przez związkowców.
"Władze BMW dały słowo, że najważniejszym czynnikiem elektromobilności jest zrównoważony rozwój i bezpieczeństwo dostaw. Nie dotrzymały obietnicy już na samym początku." - napisał dziennik "Süddeutsche Zeitung".