Piotr Żyła opowiedział o dramatycznie wyglądającym upadku w Wiśle. - Fajne uczucie, ciekawe - skomentował w swoim stylu polski skoczek narciarski. - Jedynie oczy mam nadal podpuchnięte - dodał.
Po pięciu dniach 32-latek wreszcie odniósł się do upadku na łamach TVP Sport. - Nie było tak źle. Czuję się w porządku - zaczął.
- Kiedy patrzyłem w telewizji, upadek nie był fajny, ale z mojej strony to, co się działo, nie było niczym strasznym. Trochę mi nartę przykantowało. Później się trochę położyłem na śnieg. Niestety, twarzą. Jeszcze później mnie przekoziołkowało. Miałem spóźnione reakcje. Wydawało się, że wstałem, a leżałem - zdradzał szczegóły Polak.
– Pamiętam wszystko. Fajne uczucie, ciekawe. Wydawało mi się, że to trwało ułamek sekundy. Leżąc, szybko skontrolowałem czy mózg ma połączenie z resztą ciała. Po chwili poczułem pieczenie na twarzy, dużo złości. Wiadomo, kiedy coś parzy, człowiek jest zły. Miałem nagle 250 procent mocy. Szykowałem się od razu na drugi skok, ale nie miałem szybki w kasku. Nart też nie miałem. Niestety, nie zakwalifikowałem się również do drugiej serii - mówił
– Wszystko było ze mną ok. Nie było momentu, że coś jest nie tak. Teraz jedynie tylko oczy mam podpuchnięte. Wiadomo, że trzeba było odpuścić sobie skakanie na nieco dłużej. Z drugiej strony nie mieliśmy w planach większych treningów - nie trzeba przecież tyle skakać, a poza tym jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. Upadek nie będzie mi siedział z tyłu głowy - po prostu trzeba wejść na górę i skoczyć - podsumował reprezentant Polski.