Piotr Żyła w pierwszej serii niedzielnego konkursu w Wiśle wylądował na 119. metrze, ale od razu potem upadł na twarz. Wypadek wyglądał bardzo groźnie, skoczek od razu zalał się krwią. Gdy Kamil Stoch wpadł na Piotra Żyłę między pierwszą a drugą serią konkursu PŚ w Wiśle, ten grał na komórce w Pokemon GO. To zasugerowało, że z Piotrkiem wszystko w porządku.
- Piotrek źle wylądował, uderzył głową o zeskok, nie zdążył nawet wyciągnąć rąk - opisywał wypadek Adam Małysz, dyrektor sportowy PZN., który przyglądał się wszystkiemu z bliska.
Na szczęście ze zdrowiem zawodnika wszystko jest w porządku.
W rozmowie z telewizją Eurosport o tym, jak przykry incydent na skoczni wyglądał z jego perspektywy, mówił Kamil Stoch. - Widziałem, że Piotrek leży i się nie podnosi, bo z góry to widać, ale też starałem się, by to było totalnie poza mną i koncentrowałem się na tym, co ja mam zrobić. Nie mogę myśleć, co się dzieje wokół mnie. To jedyne rozwiązanie, jakie można zastosować w takich zawodach - powiedział trzeci zawodnik inauguracji PŚ w Wiśle.
Stoch zdradził, że widział się z kolegą z kadry w przerwie między pierwszą a drugą serią. I odniósł wrażenie, że z Żyłą wszystko w porządku. Miał ku temu jedną znamienną przesłankę. - Z tego co widziałem jest ok. Siedział normalnie, nawet grał w Pokemony - zdradził trzykrotny mistrz olimpijski. - Jest trochę poobdzierany, ale będzie żył - podsumował.