Już w pierwszym meczu fazy pucharowej Mistrzostw Świata dziewięćdziesiąt minut nie wystarczyło, aby wyłonić zwycięzcę. Po strzelonych w regulaminowym czasie gry bramkach Davida Luiza i Alexisa Sancheza, potrzebowaliśmy dogrywki, a następnie rzutów karnych (3–2), aby ostatecznie gospodarze mundialu mogli oddać się szałowi radości.
Początek meczu charakteryzował się duża liczbą drobnych fauli i niedokładnych podań. Gra jednak rozkręcała się z minuty na minutę. Groźnie kontratakowali Brazylijczycy, ale akcje Neymara i Hulka nie przynosiły rezultatu.
Między 10. i 12. minutą w obu polach karnych upadali napastnicy: Eduardo Vargas i Hulk. Doskonały tego dnia, choć przez Polaków na pewno zawsze źle wspominany arbiter, Howard Webb, nie dał się jednak oszukać.
Pierwsza bramka padła w 18. minucie meczu. Po dośrodkowaniu Neymara najwyżej w polu karnym wyskoczył Thiago Silva, który przedłużył dośrodkowanie, a nogą piłkę do siatki wbił David Luiz.
Udział obu stoperów Canarinhos w zdobyciu gola dobrze ilustrował przewagę Brazylii w powietrzu nad niskimi Chilijczykami. Mimo to piłkarze La Roja wiele razy próbowali dośrodkowywać piłkę w pole karne rywali, co oczywiście nie mogło przynieść pożądanego rezultatu.
W 32. minucie zespołowi pod wodzą Jorge Sampaoliego udało się jednak wyrównać. Brazylijczycy w prosty sposób stracili posiadanie w bocznym sektorze boiska podczas wprowadzania piłki do gry z autu. Dopadł do niej Vargas i od razu podał ją w pole karne do Alexisa Sancheza. Napastnik FC Barcelony zdążył jeszcze przyjąć futbolówkę, po czym uderzył w długi róg bramki strzeżonej przez Julio Cesara.
Canarinhos, rozsierdzeni odpowiedzią Chile, ruszyli do ataku, stwarzając sobie kilka świetnych okazji. Mylili się jednak zarówno Neymar, Fred, jak i Hulk. Z kolei mocny strzał Daniego Alvesa wybronił bramkarz Chile, Claudio Bravo. W samej końcówce groźny kontratak przeprowadzili piłkarze La Roja, lecz na posterunku zameldował się Julio Cesar.
Po zmianie stron Hulk trafił do bramki chilijskiego zespołu, jednak sędzia nie uznał gola, słusznie stwierdzając, że Brazylijczyk pomagał sobie ręką przy przyjęciu piłki. Rosły skrzydłowy otrzymał również żółtą kartkę.
W 64. minucie Chile przeprowadziło znakomitą, kombinacyjną akcję zakończoną potężnym strzałem z 10 metrów, ale Julio Cesar przypomniał sobie najlepsze lata swojej kariery. Jeszcze lepszym refleksem musiał w 82. minucie wykazać się Bravo, broniąc silny strzał Hulka.
Były to najgroźniejsze sytuacje bramkowe drugiej połowy meczu, podczas której Chile zdobyło się na niesamowity wysiłek fizyczny neutralizując atak pozycyjny Brazylii. Wysoki pressing La Roja sprawił co prawda, że Canarinhos zupełnie nie mieli pomysłu na grę, jednak równocześnie pozbawił Chilijczyków energii potrzebnej do konstruowania własnych akcji. Dopiero, kiedy opadli oni z sił, Brazylia podkręciła tempo i podeszła pod pole karne rywala. Wynik nie uległ już jednak zmianie.
W obliczu remisu po regulaminowych 90 minutach konieczne było zarządzenie dogrywki, w której w zasadzie nie wydarzyło się nic ciekawego, z wyjątkiem fantastycznego strzału Mauricio Pinilli, który zakończył się na poprzeczce. Sytuacja miała miejsce w 119. minucie. Gdyby wtedy padła bramka, gospodarze nie mieliby wiele czasu na odrabianie strat.
Rzuty karne to loteria, w rzutach karnych potrzeba szczęścia, wyczucia, spokoju i odwagi. To wszystko po raz kolejny udowodniła dzisiejsza seria jedenastek, z której zwycięsko (3–2) wyszli Brazylijczycy. Pomylili się: największy pechowiec meczu Pinilla, Willian, Sanchez, Hulk oraz Gonzalo Jara — w decydującym momencie strzelając w słupek. Bohaterem serii karnych będzie z pewnością Julio Cesar, który wybronił dwa strzały Chilijczyków.
Szczęśliwa jest cała Brazylia. Szczęśliwa jest też z pewnością FIFA, dla której zbyt wczesne odpadnięcie z turnieju reprezentacji gospodarzy byłoby niepożądaną ewentualnością. Canarinhos grają jednak dalej — w ćwierćfinale zmierzą się ze zwycięzcą spotkania Kolumbia – Urugwaj. To też będzie dla Brazylijczyków trudny mecz.
Tylko bardzo szkoda Chile.