Po leniwych 90 minutach na Estadio Mineirao w Belo Horizonte Belgia pokonała Algierię 2–1, choć to Lisy Pustyni schodziły w przerwie do szatni z uniesionymi czołami, prowadząc 0–1. Gole dla Belgii strzelili wprowadzeni na boisko w drugiej połowie Marouane Fellaini i Dries Mertens, zaś rzut karny dla Algierii wykorzystał Sofiane Feghouli.
Mecz nie należał do najciekawszych, a jego pierwsza połowa może śmiało konkurować o miano najnudniejszej spośród dotychczas rozegranych na mundialu. Warto jednak pamiętać, że toczył się we wczesnych godzinach popołudniowych (rozpoczęcie o 13:00 czasu lokalnego) w temperaturze prawie 30 stopni Celsjusza.
Z drugiej strony, za powolne tempo spotkania odpowiadają przede wszystkim drużyny. To Algieria od samego początku postawiła na głęboką defensywę — taktykę, którą trener arabskiego zespołu, Vahid Halilhodzić, zamierza niestety zastosować na turnieju także w pozostałych meczach.
Problem w tym, że belgijski zespół wcale nie kwapił się do forsowania autobusu zaparkowanego na 30. metrze od bramki Raisa Mbolhi. Zamiast tego cierpliwie utrzymywali się przy piłce próbując od czasu do czasu nieudanych strzałów z dystansu.
Stąd właściwie jedyną wartą odnotowania sytuacją w pierwszej części spotkania była kontra przeprowadzona przez Algierię w 25. minucie. Faouzi Ghoulam, na co dzień boczny obrońca Napoli, urwał się lewą flanką swojemu przeciwnikowi i posłał świetne dośrodkowanie w pole karne. Zaskoczony Jan Vertonghen był zmuszony faulować Feghouliego, gwiazdę hiszpańskiej Valencii. Poszkodowany nie pomylił się z 11 metrów, sprawiając małą niespodziankę wszystkim tym, którzy przed turniejem typowali Belgię jako czarnego konia.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ wielkiej zmianie. Od jej początku na boisku pojawił się Mertens (zastępując Nacera Chadliego), a Belgowie tylko nieco przyspieszyli tempo rozgrywania swoich akcji. Dopiero jednak po tym, gdy na boisku pojawili się Divock Origi (w miejsce bezużytecznego tego dnia Romelu Lukaku) i Fellaini (zmienił Mousę Dembele), Belgia zaczęła stwarzać sobie okazje bramkowe.
Ostrzeżeniem dla Algierczyków była zmarnowana stuprocentowa sytuacja Origiego z 66. minuty, którą belgijski napastnik wypracował sobie sam po indywidualnym błędzie jednego ze stoperów drużyny przeciwnej. Belg oddał strzał, ale na posterunku zameldował się znakomity tego dnia Mbolhi.
Już cztery minuty później obserwowaliśmy wyrównanie. W pole karne dośrodkował futbolówkę Kevin De Bruyne, tam zaś walkę o piłkę wygrał wysoki Fellaini, który sprytnym strzałem głową pokonał bramkarza Algierii. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki zanim trafiła do siatki.
Reprezentacji z Maghrebu nie udało się utrzymać również korzystnego dla niej remisu. Tracąc piłkę pod polem karnym Belgii dopuścili w 80. minucie do kontry, którą poprowadził Eden Hazard. Gwiazdor londyńskiej Chelsea przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, po czym doskonale obsłużył Mertensa, który miał tyle czasu, że zdążył sobie przyjąć piłkę i huknąć w okienko algierskiej bramki nie dając żadnych szans Mbolhi.
Lisy Pustyni w zasadzie nie stworzyły sobie żadnej sytuacji, która pozwoliłaby im wyrównać, za to groźnie uderzał głową Fellaini. Został on jednak zatrzymany przez arabskiego bramkarza. Chwilę później uczestniczył w kolejnej groźnej akcji zespołu belgijskiego, jednak zawiodło go przyjęcie piłki klatką piersiową.
Belgowie uchronili się zatem od niespodziewanej porażki, odwracając losy tego trudnego dla nich spotkania. Można być pewnym, że zaprezentują się znacznie lepiej z silniejszymi przeciwnikami, ponieważ będą mogli grać więcej z kontrataku.
Dużo do myślenia ma przed kolejnym spotkaniem ich trener, Marc Wilmots. Chociaż bowiem można go chwalić za doskonały nos przy przeprowadzaniu zmian, należy jednocześnie pamiętać, że źle dobrał wyjściową jedenastkę swojego zespołu.
Z kolei Algieria jest na najlepszej drodze do zakończenia turnieju już po trzecim meczu. Jeśli przeciwko Rosji i Korei Południowej wyjdą równie defensywnie nastawieni, ich szanse na awans będą minimalne.