Od dawna wiadomo, że rozgrywki pucharowe rządzą się swoimi prawami. 90 minut decyduje o "być albo nie być" każdego z zespołów. Drużyny z niższych lig wspinają się na szczyty swoich możliwości i zagrażają największym potentatom Premier League. Podobnie było tym razem.
Grające w Championship (druga liga angielska) Middlesbrough niemalże dobrało się do gardła uczestnikowi Ligi Mistrzów - Liverpoolowi. Kibice nie mogli narzekać na brak emocji nawet przez chwile. Mecz rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami. W 10 minucie na listę strzelców wpisał się siedemnastoletni Jordan Rossiter - była to jego pierwsza bramka dla The Reds w karierze. Zawodnicy Middlesbrough prowadzeni przez Aitora Karanke nie złożyli broni i w 63 minucie wyrównali za sprawą Adam Reacha. Po 90 minutach arbiter zarządził dogrywkę. W 109 minucie, dzięki Suso, ponownie na prowadzenie wyszedł Liverpool, jednak nie na długo. W doliczonym czasie dogrywki Kolo Toure faulował w polu karnym. Jedenastkę na bramkę zamienił Patrick Bamford.
Seria rzutów karnych to oddzielna historia. Przypomnijmy - każda z drużyn strzela po 5 karnych. Jeśli po tych seriach będzie utrzymywał się remis wygrywa drużyna, która zdobędzie na koniec kolejnej tury jedną bramkę więcej. Tak więc wystarczy jedno pomyłka przy dobrym trafieniu przeciwnika i drużyna żegna się z rozgrywkami. Po 5 seriach karnych utrzymał się remis 4:4. Kolejne serie nie przynosiły rozstrzygnięcia... aż do 15 serii! Wszyscy zawodnicy będący na boisku wykonali karne i sędzia musiał zapętlić kolejkę. Na nowo zaczeli strzelać Ci z pierwszych 5 rund.
Łącznie kibice na Anfield zobaczyli 31 bramek. 2 podczas meczu, 2 w dogrywce oraz 27 w konkursie rzutów karnych.
Z rozgrywek o Capital One Cup odpadły niespodziewanie Everton i Arsenal. The Toffees przegrali 3:0 ze Swansea, natomiast podopieczni Wengera ulegli 2:1 Southampton.