W ostatnich dniach głośno było o działaczu opozycji antykomunistycznej - Władysławie Frasyniuku, który uczestniczył w organizowanej przez ruch Obywatele RP blokadzie miesięcznicy smoleńskiej. Frasyniuk, który awanturował się z policjantami i odmówił wylegitymowania sie stanie przed sądem. Sytuację w studio Telewizji Republika komentowali Rafał Ziemkiewicz, publicysta i Andrzej Rozpłochowski, działacz opozycji w PRL.
– W roku 1981, przed wprowadzeniem stanu wojennego Władysław Frasyniuk pojawił się jako przedstawiciel „Solidarności” na forum obrad krajowych „S”. Od początku wydał mi się człowiekiem trochę dziwnym, bo stał się od razu, z niewyjaśnionych powodów, pupilkiem Lecha Wałęsy. Później było różnie. Ja byłem zdziwiony, kiedy nastały czasy stanu wojennego i słyszałem duże pompowanie medialne Frasyniuka jako bohatera wrocławskiego podziemia. Pamiętam, że fakt, że wypłacono z z banku z konta zarządu wrocławskiego 80 milionów, przy współudziale Frasyniuka, było to wyczynem świetnym w tym czasie. Była to nadzieja, że są pieniądze na prowadzenie antykomunistycznej działalności – powiedział Andrzej Rozpłochowski.
Czy przeszłość Frasyniuka jest tak jasna? – Niewiele dni temu, mailowo przed oczyma stanęły mi słowa wspomnień jednego z ludzi, którzy siedzieli w jednej celi z Frasyniukiem, sam na sam. Tą osobą był Mirosław Krupiński, który do wprowadzenia stanu wojennego był zastępcą Lecha Wałęsy, on po więzieniu wyemigrował na uchodźctwo polityczne do Australi. Napisał tam, że w trakcie siedzenia z Frasyniukiem, ten namawiał go do kolaborowania z reżimem PRL-u – dodaje Rozpłochowski.
O ocenę postawy Frasyniuka pokusił się Rafał Ziemkiewicz. – To temat dla psychologów, co dzieje się z ludźmi, którzy działali w opozycji i gdy nadchodzi wolność. Jest taka sentencja, do której odwołałem się w Michnikowszczyźnie, że nie ma większych reakcjonistów, niż byli rewolucjoniści, gdy wreszcie się do władzy dorwą. Są różne drogi, są wieczni rewolucjoniści, którzy nie przyjmują do wiadomości, że rewolucja się skończyła. Nie wchodzę w dociekania, czy na Frasyniuka są haki, czy ktoś go kontroluje – nic na ten temat nie wiem, a jak nie wiem, to nie biorę tego pod uwagę. Zakładam, że haków nie ma i jest tylko to co jest w głowie Frasyniuka. Przypomina mi to Kazimierza Świtonia, zasłużonego, bojowego działacza. Po 1989 r. gdzieś się zagubił i skończyło się to na żwirowisku w Auschwitz. Tak go podpuszczono, Frasyniuka też podpuszczono, ładuje mu się to ego, które i tak jest ogromne. „Władek, Ty musisz poratować demokrację, Europę”, ale on najchętniej ratowałby na Facebooku. Z jednej strony łechcze go, że jest wynoszony na rękach przez policję, że go Lis nazywa liderem moralnym, ale żeby zostawić te swoje miliony i zostać szefem KOD-u, na co go namawiano to nie bardzo. To jednak kłopotliwe – zakończył Ziemkiewicz.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Tusk znów obiecuje pieniądze na zdrowie, ale internauci przypominają, że poprzednie obietnice skończyły się miliardami dla nielegalnej TVP