Zakaz występów dla ludzi, którzy głoszą poglądy niewygodne dla lewicy i liberałów - to, jak się okazuje, już całkowita norma. Miałem wygłosić referat o obronie życia podczas rekolekcji w warszawskim LO im. Staszica. Miałem, ale nie wygłoszę - pisze Tomasz Terlikowski.
Miałem, bo grupa uczniów i nauczycieli, nie bez pomocy „Gazety Wyborczej" postanowiła zmienić program rekolekcji, wykreślając „ekstremistę religijnego znanego z wypowiedzi antykobiecych i ksenofobicznych” (bardzo proszę o zacytowanie moich antykobiecych czy ksenofobicznych poglądów, bo ja ich nie znam) z jego programu. Powoływano się przy tym na cytaty rodem z Soku z Buraków, a nie ze mnie.
I udało się. Dyrekcja w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” oznajmiła, że od początku miała zastrzeżenia do zapraszania osób z tak kontrowersyjnymi poglądami (ciekawe, czy wiedzą, że w kwestii obrony życia katolicy MUSZĄ mieć poglądy pro life, i nie jest to ekstremizm, a katolicyzm) i dlatego wymusiła na katechetach odwołanie mnie. O sprawie dowiedziałem się z maila, na mniej więcej 15 minut przed odpaleniem informacji przez „Gazetę Wyborczą”.
Nie będę jakoś szczególnie mocno komentował tego wydarzenia. Powiem tyle.
- Tchórzostwo (a tak trzeba określić brak odwagi do otwartego polemizowania z moimi poglądami, polemizowania na które zawsze jestem otwarty) dowodzi słabości intelektualnej i osobistej osób, które spotkanie odwołały i tych, które się do tego przyczyniły. Gdy brakuje argumentów, gdy nie jest się w stanie polemizować, to zakazuje się rozmowy albo się ją odwołuje. Tak było z Rebeccą Kiesling, tak - zachowując proporcje - jest ze mną.
- Cała ta sytuacja pokazuje, że w Polsce nie ma problemu z prześladowaniem, ograniczaniem wolności ludzi o poglądach lewicowych, ale tych o poglądach konserwatywnych. Niespełna rok temu spotkanie ze mną zostało odwołane przez Muzeum Sztuki Współczesnej, teraz przez LO im. Staszica. A wszystko to, gdy media, także na świecie, grzmią o tym, że rzekoma ograniczana jest wolność słowa osób o poglądach lewicowych i liberalnych.
- Jak tak dalej pójdzie, jeśli zgodzimy się na to, by program rekolekcji planowała szkoła, to niebawem w kościołach pojawią się bojówki lewicy, która będzie decydowała, który ksiądz może głosić kazania, a który jest „ekstremistą religijnym”. Niemożliwe? A niby dlaczego nie, skoro o programie rekolekcji może decydować chłopiec Ignacy (niestety ten bojownik o wolność i demokrację nie miał dość odwagi, by przedstawić się z nazwiska), który założył szkolną grupę uczniowską opowiadającą się przeciwko rasizmowi i ksenofobii (jeszcze raz proszę o dowody na moje rzekomo rasistowskie i ksenofobiczne poglądy)?
- Jeśli za ekstremistę religijnego uważa się kogoś, kto w kwestii obrony życia, małżeństwa i rodziny głosi po prostu poglądy Katechizmu Kościoła Katolickiego, to w istocie trzeba w ogóle wygnać realnie wierzących katolików ze szkół. Innej drogi nie ma, bo przecież każdy katolik to antykobiecy ekstremista.
- I na koniec. W czasie tego spotkania miałem mówić o obronie życia. A dokładniej pokazać, ile dzieci jest zabijanych rocznie, przedstawić utylitarne uzasadnienie tego procederu i polemizować z nim, a także przedstawić świeckie i religijne argumenty przeciw aborcji. Jak się okazuje na takie poglądy nie ma miejsca w polskiej szkole. Lewica już ją wykradła, i to mimo iż w MEN rządzi prawica. Jak widać „dobra zmiana” nie dotarła do LO im. Staszica. Tam nadal rządzi skrajna, liberalna, antykatolicka lewica.
Tomasz P. Terlikowski