Na polskiej scenie politycznej nie ma miejsca na nowe inicjatywy, jak organizowane ugrupowania Biedronia czy Korwin-Mikkego. Nie są one alternatywą, stanowią tylko wyraz chwilowego niezadowolenia wobec polityki głównych partii - mówi Kazimierz Kik, politolog.
Co zmieniło się na polskiej scenie politycznej w tym roku?
W tym roku mamy stagnację. Mieliśmy wybory, które pokazały, że w pewnym sensie Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje wysokie poparcie i jest liderem, ale zatrzymało się na pewnym poziomie i nie przekracza 41 proc. To zresztą bardzo dużo. Natomiast pozostałe partie się zatrzymały. Wybory samorządowe wykazały, że SLD ma to swoje 5,7 proc., czyli ledwo ponad próg, PSL ledwo próg przekracza. Platforma Obywatelska skonsumowała Nowoczesną, ale się nie wzmocniła. Zjadając własny ogon, nie poszybowała w górę, bo przestrzeń wyborcza neoliberałów w Polsce jest stosunkowo nieduża. Ten rok był rokiem stagnacji, jeżeli chodzi o wpływy wyborcze poszczególnych partii politycznych.
Czy można mówić, że Platforma Obywatelska odniosła pewien sukces, ponieważ zahamowała wyraźny spadek poparcia z ubiegłych lat?
Platforma Obywatelska nie daje się zatopić tylko dlatego, że zatrzymał się wzrost poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Zobaczmy, że dla innych partii w ogóle nie ma żadnego wzrostu. PO z mniej więcej 20 proc. dociąga do dwóch trzecich poparcia z 2015 r. Wydaje mi się, że PO ma bardzo ograniczone pole manewru. Jeżeli nawet nieco zyskuje, to nie dlatego, że pozyskała nowych wyborców, ale dlatego, że budzi się gdzieś niechęć do Prawa i Sprawiedliwości. PiS nie jest w stanie przebić pułapu 41 proc., jednak Platforma może odzyskać tylko ten teren, który oddaje PiS. Platforma nie wniosła absolutnie nic nowego, co uzasadniałoby jej lekki wzrost notowań. Nie wniosła nic nowego w sensie programowym, w sensie wiarygodności i w sensie inicjatywności.
WIĘCEJ W DZISIEJSZEJ GAZECIE POLSKIEJ CODZIENNIE!