Na niedzielnym wiecu w obronie rzekomej obronie sądów część uczestników zamanifestowała swoje chamstwo. Szczególnie wyróżnił się w tym Władysław Frasyniuk, który wrzeszczał do mikrofonu "jeb.. pisiora" Wtórowała mu w tym rozbawiona widownia. Teraz były opozycjonista próbuje się tłumaczyć w rozmowie z portalem Dziennik.pl.
– Gdy słucham młodych publicystów, komentujących moją wypowiedź, to mam wrażenie, że oni są przekonani, iż myśmy tę komunę obalili siedząc w barach mlecznych. Więzienie to było sanatorium, a ścieżka zdrowia to pakiet zabiegów spa – mówi Frasyniuk w rozmowie z portalem Dziennik.pl.
Frasyniuk przekonuje, że ostry język jest konieczny, by można było obronić demokrację. Według niego Polacy stoją przed wyborem między wolnością i tylko emocjonalna narracja pozwoli na osiągnięcie celu w walce przeciwko PiS:
– Chcę powiedzieć, że bez chamów-Frasyniuków, „wariatów i wariatek” od Pawła Kasprzaka czy Marty Lempart nie byłoby pola do popisu dla komentatorów. My, chamy i wariaci, nie oczekujemy, że wszyscy wyjdą z nami na ulice, ale bez zrozumienia i wsparcia ze strony tych grup, którym bliskie są wartości demokratyczne, przegramy – podkreślił.