Jednym z ratowników, którzy szukali zaginione dzieci w morzu był Andrzej Stępowski (51 l.), szef ratowników powiatowego WOPR, który w rozmowie z „Faktem” zdradza wstrząsające szczegóły całej akcji.
To właśnie on po 4 dniach wydobył z wody ciało Zuzi. – Wspomnienie twarzy tej dziewczynki nie daje mi spać – mówi ratownik.
– Fala wywracała nam skutery i pontony. Nurkowie musieli trzymać się betonowych bloków, by prąd nie wciągnął ich w morze – opowiada Andrzej Stępowski.
– To była najdłuższa i najcięższa akcja, w jakiej brałem udział. Przez kilkanaście godzin dziennie ja i kilkudziesięciu moich kolegów przeszukiwaliśmy każdy zakamarek wybrzeża na odcinku 20 km – opowiada Andrzej Stępowski.
W piątek około 1200 metrów do wejścia do portu w Darłowie pasażerowie statku wycieczkowego wypatrzyli ciało Zuzi.
– Gdy podpłynęliśmy skuterem, unosiła się na wodzie plecami do góry. Wyciągnąłem ją. Woda bardzo zmieniła jej twarz. Ten straszny obraz teraz nawiedza mnie po nocy. Żeby go odpędzić, odszukałem w internecie jej zdjęcie za życia. Trochę pomogło, ale nie do końca – mówi ze smutkiem pan Andrzej.
– Pracuję jako ratownik 36-lat. Widziałem wielu ludzi, którym woda odebrała życie. Jednak inaczej patrzy się na dorosłego a inaczej na śmierć dzieci, a później na rozpacz ich rodziców. Do tego nie można się przyzwyczaić – kończy ratownik.