Wstrząsające wspomnienia Jadwigi Łukasik, która przeżyła Rzeź Woli
Gościem redaktora Adriana Stankowskiego w programie Telewizji Republika była Jadwiga Łukasik, która podczas Rzezi Woli miała osiem lat - Najpierw wyprowadzono ze szpitala tych którzy mogli chodzić, lekarzy, pielęgniarki a tych chorych którzy byli na łóżkach obłożnie chorych to zostawili. Zostawili też część personalu. Dlaczego? Bo w tym szpitalu byli też już ranni żołnierze niemieccy i oni zostawili część personalu. Obłożnie chorych zabijano w łóżkach, kogo mogli to wyciągali na zewnątrz - mówiła.
– Mój ojciec pierwszego sierpnia przyszedł z żołnierzami, to była dziesiąta wieczorem i ostrzegł sąsiadów, żeby z tego domu udali się w głąb płockiej, bądź do innych dalszych domów, bo tu będzie niebezpiecznie, bo w pobliżu była barykada - mówiła Jadwiga Łukasik.
– Kto się mojego taty posłuchał i odszedł to żył, ale inni uważali, że tak źle nie będzie, że oni są niewinni, uważali że żołnierze niemieccy ich oszczędzą. Nieprawda. To był rozkaz niszczyć Polaków od niemowlęcia po staruszków, bo taki był rozkaz Hitlera, taki był potwierdzony rozkaz Himmlera - dodała.
– To były oddziały przestępcze, to był zlepek różnych kryminalistów, dlatego też powiedzieli nie zostawiać ani jednej osoby, zniszczyć a domy spalić - podkreśliła rozmówczyni Adriana Stankowskiego.
– Kiedy tata odchodził to mama prosiła "Michał nie odchodź, to powstanie jest przegrane, to bez sensu", jak to żona. Mój ojciec objął mnie i mamą i powiedział "Jasiu kocham was, ale teraz ojczyzna jest pierwsza" zawsze to ze wzruszeniem wspominam - wyznała.
– Na płockiej siedzieliśmy. Płocka 31 tam przebywało mnóstwo ludzi wtedy i tata przychodził jeszcze do nas, drugiego był, trzeciego i jeszcze czwartego był. Wtedy też powiedział, że więcej już nie przyjdzie, bo będzie to zbyt niebezpieczne - wspominała Jadwiga Łukasik.
– Coraz bardziej nie było co jeść, były ograniczenia wody. (...) Piątego już było coraz trudniej. Piątego wpadli Niemcy do budynku i do dozorczyni, żeby ludzi wszystkich zawołała a ona mówi, że nie ma tu nikogo, bo 2 sierpnia zostaliśmy zabrani i oni coś tam poszwargotali ze sobą, my to przez okno obserwowaliśmy, i zabrali tę dozorczynię i jej rodzinę i dwoje takich małych dzieci, ale nie pamiętam czy to były jej dzieci, czy wnuki. Ich zabrali i za chwilę było słychać salwę z karabinu maszynowego. Ona uratowała nas wszystkich. My wtedy wszyscy na kolana i za ich dusze modliliśmy się. Do dzisiaj mówię o tym ze ściśniętym gardłem, bo to była tak bohaterskie. Ona nas wszystkich uratowała - powiedziała.
Rzeź szpitala na Woli
– Najpierw wyprowadzono ze szpitala tych którzy mogli chodzić, lekarzy, pielęgniarki a tych chorych którzy byli na łóżkach obłożnie chorych to zostawili. Zostawili też część personalu. Dlaczego? Bo w tym szpitalu byli też już ranni żołnierze niemieccy i oni zostawili część personalu. Obłożnie chorych zabijano w łóżkach, kogo mogli to wyciągali na zewnątrz - wspominała Jadwiga Łukasik.