Prokuratura wyjaśnia sprawę sanitariusza z Wrocławia, który miał pod wpływem narkotyków wozić martwą pacjentkę od szpitala do szpitala.
Sanitariusze w czwartek około godziny 14 przywieźli pacjentkę do szpitala przy ulicy Koszarowej. Nie mieli ze sobą dokumentacji medycznej kobiety, więc lekarze nie zbadali pacjentki, nawet jej nie widzieli. Ponownie zjawili się godzinę później, ale wtedy kobieta już nie żyła. Zostali odesłani, jednak karetka po paru godzinach wróciła z martwą kobietą. Wezwano policję. Okazało się, że jeden z sanitariuszy tego transportu był pod wpływem narkotyków.
Uniwersytecki Szpital Kliniczny podjął już pierwsze decyzje, aby pomóc w wyjaśnieniu okoliczności tragicznego zdarzenia. „Powołaliśmy wewnętrzna komisje do zbadania tej sprawy. Współpracujemy również z prokuraturą. Przekazaliśmy wszystkie dokumenty policji” - powiedziała Monika Kowalska, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Niewykluczone, że szpital rozwiąże umowę z firmą na transport międzyszpitalny.
Kilkaset porcji narkotyków w mieszkaniu sanitariusza
Policja znalazła przy 31-letnim sanitariuszu i w jego mieszkaniu kilkaset porcji narkotyków.
– Został zatrzymany. Pobrano mu krew do dalszych badań. Przy nim w karetce oraz w miejscu jego zamieszkania znaleziono kilkaset porcji handlowych narkotyków. W tej sprawie oraz w sprawie transportu śledztwo prowadzi prokuratura, więc o pacjentce nie mogę informować – powiedział sierżant sztabowy Krzysztof Marcjan.
Prokuratura wyjaśnia sprawę
Prokurator rejonowa dla wrocławskiej dzielnicy Psie-Pole Beata Łęcka potwierdziła, że lekarze stwierdzili zgon pacjentki przewożonej w karetce, a sprawa transportu i odkrytych narkotyków jest wyjaśniania.
– Sprawa została zarejestrowana w piątek rano i mieliśmy zaledwie kilka godzin na pierwsze ustalenia. Dlatego nie informujemy o szczegółach. Zatrzymany mężczyzna był jednym z dwóch członków załogi. Jego zadaniem była opieka nad przewożonym pacjentem, drugą osobą był kierowca. Ten transport miał dosyć nietypowy przebieg, dlatego wszystko trzeba dokładnie sprawdzić – powiedziała prok. Łęcka.