Mimo, że od wypadku, w którym zginął poseł Rafał Wójcikowski minął już ponad rok wciąż nie poznaliśmy stanowiska Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadzi tę sprawę – informuje „Wprost”.
Przypominamy, że Wójcikowski jechał drogą S8 z Tomaszowa Mazowieckiego do studia Telewizji Republika w Warszawie gdy z niewiadomych przyczyn stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w barierkę ochronną. Samochód stanął w poprzek drogi, został ominięty przez jeden z samochodów, niestety kolejny (Ford) w niego uderzył, co spowodowało wielonarządowe obrażenia u Wójcikowskiego. Poseł zmarł.
Sprawą zajął się tygodnik „Wprost”, który zwraca wagę na kilka znaków zapytania w sprawie. Po pierwsze akumulator od samochodu został znaleziony 20 m od samochodu, chociaż maska była zamknięta. Część świadków zeznała, że poseł miał wysiąść z samochodu i go obejść tuż przed tym gdy uderzył w niego pędzący samochód. Jeden ze świadków miał zeznać, że ominął samochód Wójcikowskiego, który miał mieć włączone światła, co jest sprzeczne z zeznaniami kierowcy Forda.
Kontrowersyjna jest również prędkość z którą miał jechać Ford. Według kierowcy miał on uderzyć w auto Wójcikowskiego jadąc z prędkością ok. 30 km/h, wedle badań Instytutu Sehna wynika, że prędkość Forda wynosiła między 90 a 110 km/h.
„Wprost” informuje również, że poseł Kukiz’15 w przeszłości miał otrzymywać pogróżki od jednego z najbogatszych Polaków, który miał być w sprawie przesłuchiwany. Z rozmów „Wprost” z pracownikami Wójcikowskiego wynika, że w ostatnich dniach przed śmiercią miał być „nieswój, poddenerwowany, a wokół niego wyczuwało się atmosferę napięcia”.