- Gdziekolwiek byłem, to wszędzie miałem podsłuch. Mam na to dokumenty – podsłuch, ta maszyneria, nazwana była „Bolek”. Materiały, które potem przepisywano z tego podsłuchu wszędzie nazywano „Bolek”, teczka, która gromadziła te materiały, nazywała się „Bolek”. Sprawę, którą mieli mi zrobić też nazywała się „Bolek”. W pewnym momencie przekręcili to na donosy, a to były odpisy naszych rozmów wewnętrznych - powiedział Lech Wałęsa podczas spotkania w Płocku z cyklu "Porozmawiajmy o Polsce".
Wałęsa podczas spotkania w Płocku wezwał dawną "Solidarność" do gotowości.
- Zaproponuję, żebyśmy my, ludzie, którzy są poza Solidarnością, ale którzy tworzyli Solidarność, abyśmy pokazali, że nas było dziesięć milionów, a ich jest pięćset tysięcy. I zrobimy coś podobnego do referendum. Nie chciałbym tego zrobić. Ale jeśli są demokratami, to muszą się z tym zgodzić. Jesteśmy większością i nam się nie podoba takie działanie. Nie mogą niszczyć naszej Solidarności. Może nawrócą się, to moje dzieci, nie chciałbym, ale oni robią rzeczy, z którymi ja się coraz bardziej nie zgadzam - powiedział były prezydent.
- Na razie tylko grożę palcem, że odwołam się do was i raz jeszcze weźmiemy Solidarność i jeszcze raz poprowadzimy Polskę do mądrej naprawy - ostrzegł Wałęsa.
Były prezydent skomentował również kwestie jego związków z bezpieką z okazji prawdopodobnej konfrontacji ze Sławomirem Cenckiewiczem.
- Gdziekolwiek byłem, to wszędzie miałem podsłuch. Mam na to dokumenty – podsłuch, ta maszyneria, nazwana była „Bolek”. Materiały, które potem przepisywano z tego podsłuchu wszędzie nazywano „Bolek”, teczka, która gromadziła te materiały, nazywała się „Bolek”. Sprawę, którą mieli mi zrobić też nazywała się „Bolek”. W pewnym momencie przekręcili to na donosy, a to były odpisy naszych rozmów wewnętrznych - powiedział Wałęsa.
- To było wykorzystywane, wzywali nas po kolei i tak było to przygotowane, że mówili rzeczy, o których mówiliśmy między sobą. To miało zamiar, aby nas pokłócić i ja wszystkich podejrzewałem, że kablują na mnie, bo ja mówiłem temu, a oni mi o tym mówią na przesłuchaniu. (…) Tym sposobem nas rozbito w 1970 r., zaczęliśmy podejrzewać gdzie w 1975-1976 r., że coś tu nie gra. Że jest jakaś pakamera, by tam podsłuchiwać. Mamy na to dowody. I do dzisiaj niektórzy w dalszym ciągu uważają, że to było kablowanie. A to żadne kablowanie. To była gra bezpieki, żeby nas rozwalić i rozwalili nas - tłumaczył były prezydent.