Mała Polka padłą ofiarą porwania w holenderskim Weert. Dwaj nieznani sprawcy siłą wsadzili ją do bagażnika auta. Dziecko jednak tak donośnie krzyczało, że po kilkuset metrach samochód zatrzymał się i porywacze wypuścili je. Dziewczynka pobiegła do domu i powiedziała rodzicom, co się wydarzyło. Rodzice powiadomili policję, która teraz szuka napastników.
Do dramatycznych wydarzeń doszło w środę około godz. 18:30 na ulicy Maastrichtstraat w Weert, na południu Holandii. 6-latka wracała do domu od szkolnej koleżanki, gdy obok zatrzymał się biały samochód. Jeden z pasażerów miał zapytać po niderlandzku: - Chcesz się przejechać?
Dziewczynka odmówiła i chciała odejść, ale wówczas z auta wysiadło dwóch mężczyzn. Siłą wsadzili ją do bagażnika, następnie samochód ruszył.
6-latka nie przestawała przeraźliwie krzyczeć i zapewne tylko dlatego kierowca zatrzymał się po przejechaniu zaledwie kilkuset metrów. Kiedy jeden z mężczyzn otworzył klapę bagażnika dziewczynka wyskoczyła i ciągle krzycząc uciekła
Onderzoek #ontvoering van 6-jarig meisje #Weert loopt volop. Politie is specifiek op zoek naar getuigen die hebben gezien dat meisje in auto werd gezet op #Maastrichtstraat. Heeft u info, of bijvoorbeeld beelden, geef dit dan door via 0900-8844. Zie ook: https://t.co/mhkfqGEuwe
— Politie Limburg (@PolLimburg) 7 czerwca 2018
Marco Timmermans, jeden z sąsiadów polskiej rodziny, twierdzi stanowczo, że sprawców było dwóch. Kamera zamontowana przy drzwiach jego domu nagrała krzyki dziewczynki, niestety, obiektyw kamery nie obejmował miejsca, w którym doszło do porwania.
- Na szczęście krzyczała bardzo głośno - powiedział Timmermans. - Musiało ich to przestraszyć - dodał z przekonaniem, że to właśnie głośny krzyk uratował dziecko.
Policja uspokaja, że nic nie wskazuje na to, by sprawcy powrócili, ale rzeczniczka policji przyznaje: - Nie wiemy dokładnie, co się stało. Oczywiste jest jednak, że to było prawdziwe porwanie.