Otwarci polscy duchowni włączają się do akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, włoscy idą dalej – liczą na to, że już niedługo będą błogosławić związki homoseksualne - pisze Małgorzata Terlikowska.
Ojciec Cosimo Scordato z parafii San Saverio z Palermo stał się bohaterem włoskich środowisk homoseksualnych. Głośno się zrobiło o tym księdzu, kiedy zaprosił przed ołtarz dwie lesbijki. Wszystko działo się w przededniu zalegalizowania przez nie związku jednopłciowego w urzędzie stanu cywilnego.
Jedna z kobiet, Serenella Fiasconaro, opowiadała o tym wydarzeniu telewizji TVN24: „Proboszcz nas przedstawił, opowiedział naszą historię i zapowiedział nasz ślub. Poprosił wszystkich wierzących, żeby zaakceptowali nas jako parę i żeby się za nas pomodlili”. Na te słowa – jak opowiadają kobiety - wierni zaczęli klaskać, dziękować im za odwagę i gratulować podjęcia decyzji o legalizacji związku. „Zobaczyłyśmy, że ci ludzie chcą nas przyjąć, uznać za prawdziwą rodzinę” - opowiada druga kobieta.
Nic niestosownego w swoim zachowaniu nie widzi też sprawca całego zamieszania, czyli o. Cosimo Scordato z parafii San Saverio w Palermo: „Poprosiłem parafian o włączenie tej pary do naszej wspólnoty. Mam nadzieję, że pewnego dnia Kościół pobłogosławi związki homoseksualne – ale takie zmiany zachodzą stopniowo” - mówił katolicki duchowny.
We Włoszech natychmiast rozgorzała dyskusja, czy to już obyczajowy przełom, czy tylko miły gest księdza. Czy chciał w ten sposób pokazać, że każdy parafianin jest dla niego ważny i każdego należy szanować i otaczać modlitwą, bez względu na jego życiowe wybory, bo każdy z nas jest grzesznikiem, ale każdy też zawsze może się nawrócić i doświadczyć Bożego miłosierdzia? Czy jednak chodziło w tym wydarzeniu o coś zupełnie innego. Czytając wypowiedzi owego kapłana, mam wrażenie, że kwestia duchowej wrażliwości była kwestią drugorzędną. Ksiądz ten wprost bowiem wyraził oczekiwania homoseksualnego lobby – by ich związki zostały zaakceptowane także w Kościele katolickim i by przed ołtarzem mogli śrubować sobie „miłość, wierność i uczciwość małżeńską”, tak jak to ślubują sobie mężczyzna i kobieta. Na razie takiej zgody nie ma i być nie może, bo byłaby ona całkowicie sprzeczna z nauczaniem Jezusa Chrystusa. A ono jest jednoznaczne – małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, to znak jedności. Jego celem jest przede wszystkim zbawienie, ale nie można zapominać także o innym celu małżeństwa, o płodności. Tego aspektu pozbawione są związki jednopłciowe.
Czy w Kościele jest miejsce dla osób o skłonnościach homoseksulanych? Jest, bo Kościół nikogo nie wyklucza. Pod jednym wszakże warunkiem, że ten ktoś będzie respektował naukę Kościoła na temat seksualności. Kościół bowiem nie odrzuca osób o skłonnościach homoseksualnych, wzywa je natomiast do życia w czystości (tak jak do czystości wzywa także małżonków). I naprawdę nie ma w tym braku duszpasterskiej wrażliwości, jak przekonuje choćby dominikanin o. Paweł Gużyński, komentujący włoskie wydarzenie, nie ma też odrzucenia, czy wykluczenia. Jest jasne postawienie sprawy. Jasna nauka. Szkoda, że w tym aspekcie niektórzy przedstawiciele kościoła kierują się fałszywie pojętym miłosierdziem.