— Jeden z panów stanął obok innej brzozy, ustalili ile mężczyzna ma wzrostu, a następnie przekładali wysokość człowieka aż do czubka drzewa. To miała być profesjonalna ekspertyza — mówił Andrzej Łuczak ws. „ekspertów” Millera, którzy zbadali katastrofę samolotu Tu-154M, roztrzaskanego pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku.
Mówiąc o badaniach, trochę przesadzamy. Te „ekspertyzy” na miejscu trwały jedynie 15 minut.
Mogę potwierdzić słowa ludzi, którzy tam byli i wiedzieli, co mówią. Spędzili tam 15 minut, ponieważ strona rosyjska na miejscu pracowała i strona polska nie miała tam wstępu. Niestety polscy „specjaliści”, którzy pracowali w ten sposób, nie powiedzieli dlaczego pracowali tak krótko i nie walczyli o to, by mieć dostęp do wszystkiego, co badali rosyjscy specjaliści.
BRAK PROTOKOŁÓW
Później nawet nie były to oględziny, ponieważ nie było protokołów z oględzin. Te osoby kręciły się po wrakowisku i przyglądały się temu, co wyczyniali Rosjanie. To efekt porozumienia również. Nikt nie protestował, każdy godził się na ten fakt i liczył, że uzyska wiedzę o czynnościach od strony rosyjskiej, która na miejsce wysłała liczną grupę badaczy. Mowa o kilkuset osobach.
Zachowały się nawet zdjęcia, pokazujące, że Rosjanie bardzo wnikliwie badali całość, natomiast nikt ze strony Polskiej im nie towarzyszył. To byli bierni obserwatorzy.
WYSOKOŚĆ BRZOZY
Ci ludzie nawet nie potrafili zmierzyć wysokości brzozy. Panowie stwierdzili, że porównają wysokość brzozy z wysokością jednego z kolegów. Jak to robili? Jeden z panów stanął obok innej brzozy, ustalili ile mężczyzna ma wzrostu, a następnie przekładali wysokość człowieka aż do czubka drzewa. To miała być profesjonalna ekspertyza.