Jest nowy świadek ws. afery marszałka Tomasza Grodzkiego. „Byłam przy tym, jak matka weszła do gabinetu ordynatora i dała mu te pieniądze” – mówi pani Marta ze Szczecina. Mama pani Marty już nie żyje, ale przez 40 lat wszystkie najważniejsze rzeczy, jakie działy się w jej życiu, zapisywała w kalendarzu książkowym. Kalendarz z 1997 roku zachował się do dziś. Kobieta napisała w nim m.in.: „Skierowanie do Zdunowa. Tylko Grodzki może orzec. (…) Perypetie 220 złotych plus czekolady…”
Tata pani Marty w 1996 roku miał zdiagnozowanego raka mózgu. Pierwszy zabieg odbył się w szczecińskim szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej. - Wzywano nas tam nawet o północy na konsultacje, ale nie pamiętam, aby była jakakolwiek mowa o pieniądzach czy łapówce – wspomina pani Marta. - Tata miał wyciętą duża część mózgu.
Pod koniec lutego przeprowadzono badanie USG. - Lekarze stwierdzili, że rak mózgu nigdy nie jest samodzielnym rakiem – mówi pani Marta. - Przeważnie to przerzut z raka płuc, ale badanie tego nie potwierdziło. Dlatego doradzono nam, że tata powinien zostać przeniesiony do szpitala w Szczecin - Zdunowa.
Z notatnika mamy pani Marty przy dacie 3 marca 1997 roku:„Skierowanie do Zdunowa. Tylko Grodzki może to orzec”.
W Zdunowie lekarzem, który operował mężczyznę, był ordynator Tomasz Grodzki. - Informacje o tym, że tata będzie operowany, dostaliśmy po dziewięciu dniach pobytu taty w szpitalu. Dwa dni później ktoś zadzwonił do mamy z informacją, że trzeba zapłacić cegiełkę za operację taty - mówi pani Marta.
W kalendarzu pojawiła się notatka w dniu 14 marca 2019 roku: „Byłam o 11.00 u ordynatora. Telefon o cegiełkę”.
Więcej na ten temat znajdziesz już jutro w najnowszym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”.