Rzecznik rządu Cezary Tomczyk krytycznie odniósł się do ustalonej przez prezydenta daty pierwszego posiedzenia Sejmu VIII kadencji. W jego ocenie została wybrana niefortunnie, bo pokrywa się z datą szczytu Unii Europejskiej. – Zmusza to Polskę do sytuacji, w której nie będzie reprezentowana przez polskiego premiera. Ani ustępujący premier, ani przyszły premier nie będzie mógł być na Malcie – podkreślał Tomczyk.
Jak poinformowała dziś szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska, pierwsze posiedzenie Sejmu odbędzie się 12 listopada. W tym samym dniu jednak, decyzją szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska na Malcie odbędzie się nadzwyczajny, nieformalny szczyt Unii Europejskiej ws. kryzysu migracyjnego. Na nałożenie się tych dat zwrócił uwagę rzecznik rządu Cezary Tomczyk.
– To kuriozalna sytuacja, bo ja sobie nie wyobrażam sytuacji, kiedy polskiego głosu zabraknie w tak ważnej sprawie – mówił. Tomczyk wskazywał na dwa możliwe powodu ustalenia takiej daty pierwszego posiedzenia Sejmu.
– Albo ten termin został wybrany po to, by pojechał tam prezydent Duda, a nie premier Szydło. Albo ktoś zrobił gigantyczne niedopatrzenie, bo zwyczajem parlamentarnym jest to, że na zaprzysiężeniu i na pierwszym posiedzeniu jest prezydent – mówił.
Rzecznik rządu przyznał, że nie wyobraża sobie sytuacji, kiedy na szczycie w Malcie, krzesło przygotowane dla przedstawiciela władz Polski zostanie puste. – Zwyczajem jest, że prezes Rady Ministrów jest na sali gdy składa dymisję, dymisję poprzedza wystąpieniem. Na RE Polskę może reprezentować albo premier, albo prezydent. Można było wybrać każdą inną datę. Wybrano 12, gdy polski premier nie może reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej – skwitował.