Kolejna kobieta przyznała się do aborcji. Tym razem jest to prof. Krystyna Duniec, która oznajmiła – najpierw na Facebooku, a później w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że w PRL dokonała aborcji.
Cel tej medialnej akcji „wyznawania” swoich aborcji jest dość oczywisty: chodzi o zbudowanie wrażenia, że niemal każda kobieta ma za sobą tego typu przejścia, i że w związku z tym aborcja jest czymś nie tylko normalnym, ale wręcz dobrym. Jasne są też przyczyny psychologiczne takiego działania. Wspólnota aborcyjna ma zdejmować ze mnie odpowiedzialność, kolejne wyznania mają sprawić, że to, co się stało, jakoś się znormalizuje, a zapewnienia innych, że jest się świetnym, mają ukoić wyrzuty sumienia. I tylko wysoki poziom agresji pokazuje, że choć minęło wiele lat, to ślad jest, blizna boli, niepojednanie niszczy teraźniejszość.
Przesadzam? To jak inaczej zrozumieć fakt, że w poście o aborcji, której dokonała pani profesor pojawia się tyle obelg wobec obrońców życia? „… mnie są obojętne ataki hipokrytów, dewotów, ksenofobów, fanatyków, faangistów wszelkiej maści” - oznajmia pani profesor, tak jakby nie dostrzegała, że nie trzeba być dewotem, ani falangistą, by bronić życia. To właśnie uświadamia, że wcale nie jest tak pięknie, jak chce się przekonywać.
Ale odpowiedzią obrońców życia na to (i jemu podobne) wyznanie powinna być modlitwa. I to nie tylko za panią profesor, ale za miliony Polek, które w PRL-u - często wprowadzone w błąd, oszukane, zwiedzione - zdecydowały się na aborcję. Wiele nadal potrzebuje Bożego Miłosierdzia, a inne terapii. Ostre słowa tu nie pomogą, agresja nic nie zmieni. Tylko miłość i wiara działa w sytuacji walki duchowej.
I znowu dyskusja z panią profesor Duniec doskonale to pokazuje. Gdy krótko skomentowałem wypowiedź pani profesor, ona odpisała mi. „MODLITWY się doczekałam (nie tylko hejtowania potężnego, co oczywiste, z obu stron, za aborcją i przeciw niej). Zgrzeszyłam bowiem i nie wiedziałam, co robię. Otóż Tomaszu Terlikowski wiedziałam, co robię, więc rozgrzeszenia nie będzie” - napisała pani profesor na swoim Facebookowym profilu. A ta jej wypowiedź wymaga odpowiedzi. Prostej i oczywistej. Otóż tak się składa, że rozgrzeszenie może być zawsze. Jezus nie męczy się przebaczaniem, On chce okazywać miłosierdzie. Nie ma znaczenia, jak ciężki był grzech, jak wielka była wina, czy byliśmy świadomi czy nie. Wystarczy żal za grzechy, a nawet żal za to, że nie możemy, nie potrafimy żałować. Miłosierdzie Boże jest silniejsze niż każdy grzech. Warto o tym wciąż przypominać. Nie tylko profesor Duniec, ale także wszystkim kobietom, które zdecydowały się na aborcję. Ich dzieci już nie żyją, są u Ojca, ale o dusze ich matek wciąż można i trzeba zawalczyć. One potrzebują Miłosierdzia. I tylko u Jezusa mogą je odnaleźć.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kolejny autorytet GW chwalący się publicznie dokonaną aborcją