Wojciech Cejrowski na fali Radia Koszalin postanowił ostro skrytykować rządowy program Rodzina 500 +. Na słowa podróżnika zareagowała Małgorzata Terlikowska pytając: "Co tak boli pana Cejrowskiego?"
Wojciech Cejrowski o programie Rodzina 500 plus mówił: – 500+ doprowadzi gospodarkę w drugą stronę niż chce PiS. Rozdawanie po 500 zł powoduje, że coraz mniej osób pracuje (...) Oni teraz uczą się siedzieć w domu, a nie pracować. Im się odechciało pracować. Miałem facetów do wycinania trzciny. W tym roku ich nie mam i oni mi uczciwie powiedzieli: "panie, ja mam trójkę dzieci, to ja mam 1000 złotych miesięcznie. Mam reumatyzm, nie będę przychodził do pana".
Na słowa Cejrowskiego zareagowała Małgorzata Terlikowska, która na łamach portalu fronda.pl napisała m.in. „Teraz uczą się siedzieć w domu, zamiast pracować” – skomentował Wojciech Cejrowski beneficjentów programu 500 plus, czyli rodziców. Zamiast więc chwytać się najprostszych prac, wolą zostać w domu i być ze swoimi dziećmi. Po prostu skandal. Z lasu Wojciecha Cejrowskiego do domu uciekli zbieracze jagód. „W zeszłym roku w moich lasach widziałem 20-30 zbieraczy jagód. Słoik jagód to 10 złotych. Zbieracz jest w stanie zebrać do trzech słoików dziennie. Daje to ok. 500 zł miesięcznie. Wszystkie osoby, które zasłużyły sobie na jedno 500 zł, a wcześniej zbierały jagody, w tej chwili bez zmiany swojego standardu życia przestają zbierać jagody”. No pewnie, można przecież połączyć przyjemne z pożytecznym. Zabrać dzieci do lasu, dać im słoiki, a potem wspólne zbiory sprzedawać z przydrożnego rowu, żeby miastowi mogli sobie pierożki z jagodami zrobić. A oni „siedzenie” w domu wybrali, zamiast rozkoszować się wspólnym przebywaniem na świeżym powietrzu (w lesie, bo to przy drodze zanieczyszczone spalinami raczej zdrowe dla dzieci nie jest). Jak komuś brakuje jagód, niech bierze słoik w ręce, podwija rękawy i sobie zbiera. „Zbieracz” w tym czasie przypilnuje swoje dzieci, albo ugotuje dla nich obiad. Bo raczej dla przyjemności tych jagód nie zbierał".
"Przerwa w zbieraniu jagód czy wycinaniu trzciny raczej nie spowoduje, że osoby te wypadną z rynku pracy. Przydrożny rów jest spory i w akcie desperacji zawsze można tam wrócić, żeby latem dorobić coś do budżetu. Nie ucierpi też na tym przyszła emerytura, bo to przecież praca na czarno, nieopodatkowana, nieozusowana. Co więc tak boli pana Cejrowskiego? Że trzeba będzie podnieść stawki wynajmowanym do pracy osobom? Bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć tę pogardę dla biedniejzych. Do zbierania jagód czy wycinania trzciny wrócić można zawsze, raczej nikt tych umiejętności nie zapomni, dzieci potrzebują nas tylko określony czas i warto go wykorzystać w pełni, szczególnie kiedy jest taka możliwość" - pisze Terlikowska.
Na koniec dodaje: "I jeszcze jedna uwaga – od mamy piątki dzieci. Ostatnią rzeczą, na jaką mam czas w domu, to jest siedzenie. Tyle jest co dzień do zrobienia, że „siedzenie” jest luksusem. Przykro, że pan Cejrowski nie potrafi docenić domowej pracy kobiet, tylko nią gardzi".