Rzecznik Praw Dziecka jest zajęty walką z przemocą, której na imię klaps. Nie ma więc czasu, by zainteresować się tym, co dzieje się wokół aborcji.
Przeglądam zdjęcia i filmiki z ostatniej proaborcyjnej hucpy. I coś mi nie gra. Z jednej strony hasła żądające aborcji, mniej lub bardziej wulgarne, bojowo nastawione kobiety, które chcą, by zgodnie z prawem można było zabijać dzieci. I te same kobiety, które tak zaciekle walczą o to prawo, na manifestację przychodzą ze swoimi dziećmi. Na filmie widzę kilkulatki, dzieci wczesnoszkolne. Dzieci jak to dzieci, biegają, bawią się w berka, ktoś jeździ na hulajnodze. Śmieją się, wzajemnie zaczepiają. Jest radość. I te radosne dzieci zupełnie nie pasują mi do miejsca, w którym domaga się, by inne dzieci biegać, skakać, śmiać się nie mogły. A o to walczą ich matki. Nie oszukujmy się, to nie są żadne prawa kobiet, to nie żadne prawo wyboru. To walka o możliwość zabijania własnych dzieci.
Dlaczego więc pozwala się, by w takich spędach uczestniczyły dzieci? Czy te wulgarne transparenty nie są dla nich demoralizujące? Dlaczego nie reaguje choćby Rzecznik Praw Dziecka? Czy to w porządku, by dzieci przyglądały się temu, jak dorośli walczą o to, by można było niszczyć dzieci na etapie życia płodowego? Na stronie Biura Rzecznika Praw Dziecka przeczytać można, że „Dziecko to także człowiek tylko, że jeszcze mały...”. Przecież każdy dorosły kiedyś również był dzieckiem. Tak więc, podobnie jak każdy dorosły, dziecko jest właścicielem pewnych praw i wolności. Nazywają się one prawami człowieka”. Tak jak każdy dorosły był dzieckiem, tak też każdy dorosły (także ten walczący dziś o prawo do zabijania dzieci) był kiedyś dzieckiem w łonie swojej mamy. Szkoda, że zwolennicy praw wszelakich zapominają o tej prostej sprawie. Może pan rzecznik mógłby im to przypomnieć. I ostudzić ich bojowe zapędy.
Ostatnia manifestacja proaborcyjna zbiegła się z publikacją w „Plusie Minusie” tekstu prof. Stawrowskiego na temat tego, że nie zawsze klaps jest wyrazem przemocy i chęci dominacji nad dzieckiem i że może on wypływać z miłości. I jest prawem rodziców. Nie wiem, co tak bardzo oburzyło niektóre środowiska, a najbardziej te proaborcyjne. Dlaczego oni mogą swoje teorie głosić, a inni mają siedzieć cicho? Klaps i aborcja – w tej chwili obie te kwestie mają jasny status prawny. Obie są zakazane. Czy godzi się porównywać te dwie sprawy? Biorąc pod uwagę skutek – jeden zero dla klapsa. Od klapsa (nie torturowania) nikt życia nie stracił, ile dzieci straciło życie po wykonaniu aborcji? Tylko biorąc pod uwagę oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia czy Narodowego Funduszu Zdrowia – rocznie to około tysiąca dzieci. Do tego trzeba dodać turystykę aborcyjną czy aborcje wykonane nielegalnie. Każdego roku z mapy Polski znika więc średniej wielkości wieś, albo małe miasteczko. I cisza. A w zasadzie wręcz przeciwnie – jakiś niesamowity jazgot i walka o to, by ofiar było jeszcze więcej (tego dotyczy projekt lewicy – aborcja na życzenie do 12. tygodnia ciąży). Te dzieci, choć ich liczba zatrważa, nie mogą liczyć na pomoc Rzecznika Praw Dziecka, choć przecież są dziećmi. W końcu przecież nawet w ustawie z dnia 6 stycznia 2000 r. o Rzeczniku Praw Dziecka stoi jak wół: „Dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”. Skoro tak, to gdzie są ci, którzy winni otaczać ochroną dzieci od poczęcia? Gdzie są ci, którzy powinni zatrzymać aborcyjny walec? Nie mają czasu, bo całą energię zużyli na oburzanie się na Bogu ducha winnego profesora.
Małgorzata Terlikowska