Prawdo do aborcji ma być prawem kobiety – grzmią zwolennicy tzw. „wyboru”. Po pierwsze, jakim prawem? Po drugie – których kobiet?
Dziękuję bardzo feministkom, które w końcu wyjaśniły, jakie są ich prawdziwe intencje. Kiedy panie posłanki, publicystki, celebrytki z troską opowiadają o tym, jakim to dramatem dla kobiet jest aborcja, na stronie „Codziennika Feministycznego” panie piszą wprost. Przecież to żaden dramat. „To przede wszystkim wybór, który bardzo często przynosi poczucie ulgi i odzyskanie kontroli nad swoim życiem i ciałem. Takie argumenty w dyskusji tylko umacniają teorię, że istnieje coś takiego,jak syndrom poaborcyjny, a tego nie potwierdza żaden szanujący_a się psycholog_żka czy psychiatra”. I tu otwiera się pole do polemiki, bo jednak wielu szanujących się psychologów i psychiatrów istnienie tegoż syndromu potwierdza. Literatura też na ten temat jest spora, nie trzeba specjalnego wysiłku, żeby odpowiednie dane i materiały znaleźć.
Obserwuję ostatnią histerię kobiet, te wszystkie „czarne protesty” i dla mnie to jest już wystarczający dowód istnienia syndromu aborcyjnego. Krzyk, złość na ludzi inaczej myślących, agresja – to elementy charakterystyczne właśnie dla tego zjawiska. Dziś widoczne jak na dłoni. Tylu wykrzywionych w gniewie twarzy kobiet dawno nie widziałam. To podobno ze złości i wkurzenia, że prawa kobiet są dziś gwałcone. Prawa kobiet, czyli jakie prawa? Konkretnie prawo do zabicia własnego dziecka. Bo to o to chodzi. Nie opowiadajcie, drogie panie, że chodzi wam o jakiś wybór, o jakieś wartości. Tam, gdzie już rozwija się ludzkie życie, wyboru już nie ma. Jest prawo do życia dla tego dziecka.
Internet zalewają zdjęcia kobiet w czerni. Piękne kobiety, ładne twarze i ten pełen nienawiści wzrok, bo Sejm pracuje nad projektem ustawy w pełni chroniącej ludzkie życie. A wśród nich – co szczególnie boli - wiele matek, także młodych matek, które dobrze jeszcze pamiętają, jak same były w ciąży. Jak dbały o siebie, żeby tylko dziecku nie zaszkodzić. Przez chwilę wiedziały, że pod ich sercem rozwija się dziecko. Co więc się stało, że tak szybko o tym zapomniały? Dlaczego tak zaciekle walczą o to, by dziecko truto chemicznymi środkami, albo wysysano z ciała kobiety (tak właśnie eliminuje się dziecko z macicy podczas aborcji metodą próżniową, „reklamowaną” w języku polskim na stronach klinik aborcyjnych austriackich czy niemieckich). Matki, obudźcie się. Popatrzcie na swoje dzieci. Kochacie je, przytulacie, w ogień za nimi byście poszły. A jednocześnie innym dzieciom chcecie gotować śmierć (w męczarniach). Dla mnie to niepojęte. To jakaś schizofrenia.
Tyle ostatnio słów padło na temat odzyskiwania godności przez kobiety. Słusznie. Tę godność trzeba odzyskać, bo została nam zabrana przez aborcyjną mentalność. Została abortowana. Tak jak to małe, bezbronne dziecko. Możemy więc się obrażać na rzeczywistość, możemy pomstować, ale nie da rady zagłuszyć czy zakrzyczeć jednego prostego faktu: kobiecość wiążę się z dawaniem życia. Z rodzeniem. „Sama konstytucja cielesna kobiety oraz jej organizm zawierają w sobie naturalną dyspozycję do macierzyństwa, do poczęcia, brzemienności i urodzenia dziecka jako następstwa małżeńskiego zjednoczenia z mężczyzną” - pisał św. Jan Paweł II w „Mulieris dignitatem”. Bóg tak stworzył świat, że ten przywilej dał tylko nam, kobietom. To w naszych ciałach jest miejsce dla drugiego człowieka. To pod naszym sercem dziecko rośnie i się rozwija. To my je wydajemy na świat. I to jest właśnie istota godności kobiety. Nie jest nią na pewno walka o zabijanie dzieci. Jeśli więc mamy przed sobą jakieś zadanie, to jest to walka o przywrócenie kobietom ich godności, ich kobiecości. To jest to praca nad tym, by kobiety dojrzewały, by brały za to małe, niewinne życie odpowiedzialność. Wyrazem owej odpowiedzialności nie jest aborcja, wyrazem odpowiedzialności jest troska o tego małego, bezbronnego człowieka. Od pierwszych chwil jego życia.
Małgorzata Terlikowska