Taylor: Od razu stwierdziłem, że trzeba się temu przyjrzeć ponownie. Było zbyt wiele znaków zapytania
– Po stosunkowo krótkim czasie mogłem kategorycznie stwierdzić, że nie jest to odpowiedni raport – mówił Frank Taylor, ekspert lotniczy z Cranfield University koło Cambridge.
Podczas konferencji prasowej głos zabrali jeszcze jej przewodniczący – dr inż. Wacław Berczyński oraz brytyjski ekspert lotniczy z Cranfield University koło Cambridge, Frank Taylor.
"Zajmujemy się również, katalogując dane, ocenić ich prawdziwość. Musimy zdać sobie pytanie czy nie były manipulowane"
– Bez pomocy MON i ministra, nie bylibyśmy w stanie działać. Komisja powstała, naszym zadaniem jest wskazanie przyczyn katastrofy. Nie przyjmujemy wstępnych hipotez i założeń. Opieramy się na materiałach, które były dostępne dla komisji Millera, ale też danych z prokuratury – zaznaczył dr inż. Berczyński. – Komisja została powołana w lutym 2016 roku, pierwszy raz spotkaliśmy się w marcu. Działamy pół roku, jest to nie tak długi czas, żebyśmy wszystko ustalili, ale odpowiedni, żeby zacząć konkretne działania. Przez 6 lat działano w bardzo niekorzystnej atmosferze, teraz widzimy pewną zmianę. W komisji biorą udział jeszcze eksperci z MSWiA, którzy pomagają nam w szczególnych zadaniach – tłumaczył. Dr inż. Berczyński wskazał, że komisja powołała cztery zespoły: rekonstrukcyjny, lotniczy, medyczny i prawny. – Zebraliśmy prawie wszystkie materiały. Wszystko, co otrzymaliśmy wpisujemy na serwer, co bardzo ułatwia pracę. Zaczęliśmy przygotowywać się do badań aerodynamicznych, w tunelu aerodynamicznym. Zajmujemy się również, katalogując dane, ocenić ich prawdziwość. Musimy zdać sobie pytanie czy nie były manipulowane. Wykonaliśmy analizę głosową, czekamy na dane medyczne, na razie te, które mamy nie są wystarczające.
Wysłuchaliśmy do tej pory kilkunastu świadków, jako komisja mamy takie prawo – mówił jej przewodniczący.
"Było zbyt wiele znaków zapytania, w raporcie było niewiele faktów, jak doszło do ich zgonu, jaki był przebieg, co wydarzyło się w kokpicie"
Frank Taylor wyjaśnił, że latem zeszłego roku związek rodzin katyńskich zwrócił się do niego ws. raportu rosyjskiego i polskiego ws. tego wypadku. – Od lat jestem inżynierem. Miałem to szczęście, że po studiach poszedłem na staż do firmy lotniczej, dzięki czemu mogłem odwiedzać firmy lotnicze. Później zajmowałem się systemem paliwowym, rozmawiałem z departamentem budowania, projektowania – mówił.
Przypomniał, że od 1962 roku ma doświadczenie z katastrofami lotniczymi, przy których pracował około 10 lat. – Później pracowałem na uniwersytecie, gdzie zajmowałem się tym, scenariuszami katastrof, staraliśmy się zapobiegać wypadkom o charakterze katastrof – dodał.
Mówiąc o katastrofie smoleńskiej ekspert wskazał, że "było zbyt wiele znaków zapytania, w raporcie było niewiele faktów, jak doszło do ich zgonu, jaki był przebieg, co wydarzyło się w kokpicie". – Od razu stwierdziłem, że trzeba się temu przyjrzeć ponownie. Nagrania głosowe – stwierdzono, że jest tam zbyt wiele szumów, a każda kompetentna władza czy organ starałby się usunąć te szumy. Pokazano mi zdjęcia satelitarne, które pokazały mi, że wiele rzeczy zostało przeniesionych po katastrofie, co w ogóle nie powinno mieć miejsca, ponadto 6 miesięcy po katastrofie nadal można było znaleźć elementy samolotu. Te elementy rzuciły cień na tę sprawę. Brak odpowiedniej identyfikacji ofiar katastrofy, po stosunkowo krótkim czasie mogłem kategorycznie stwierdzić, że nie jest to odpowiedni raport – wskazał Taylor.