Gościem Ewy Stankiewicz w programie „Otwartym tekstem” na antenie Telewizji Republika był Michał Wysocki (były pielęgniarz karetki wiozącej Grzegorza Przemyka). Przypomnijmy, że 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk zmarł w szpitalu 14 maja 1983 r. Dwa dni wcześniej został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO, a następnie brutalnie pobity w komisariacie na warszawskim Starym Mieście. Była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL.
– Byłem szantażowany. Grożono mi, że zamkną mojego brata. Mówili otwarcie, że zamkną go, bo mnie zamknęli. Czyli na zasadzie prowokacji. (...) Na koniec grożono mi, że mój sześcioletni synek zostanie rozjechany przez samochód i będę go zeskrobywał z asfaltu – mówił w poprzednim odcinku programu „Otwartym tekstem” Michał Wysocki (były pielęgniarz karetki wiozącej Grzegorza Przemyka).
– Barbara Sadowska była bita i dręczona przez policję. Jej narzeczony był współpracownikiem SB – oni jej go podsunęli. Ja go spotkałem kiedyś – mówił w dzisiejszym odcinku Michał Wysocki.
– Ksiądz Niedziela, który później został zamordowany powiedział: Grzegorzu Przemyku ja ciebie mianuje żołnierzem pośmiertnie”. Ksiądz był płk. kapelanem w AK. W 1989 roku został zamordowany u siebie na parafii. Ekipa, która prowadziła śledztwo to była ta sama, która mnie przesłuchiwała ws. Grzegorza Przemyka– relacjonował Wysocki.
TAK TO SIĘ ZACZĘŁO…
– Grzegorz nie miał dokumentów przy sobie. Zomowiec doszedł do niego i powiedział, że musi nosić dowód przy sobie. Grzegorz Przemyk odpowiedział mu: musi to na Rusi. No i od tego to się wszystko zaczęło. Uderzył go pałką przez plecy, potem w nogi aż mu klepki spadły. Tak go zapakowano do suki. Przemyk był rosły zaczął się bronić – wtedy doskoczyło jeszcze kliku - mówił nam Wysocki.
– Oprawcy mieszkają na wschodnich terenach Polski. Kościuk jest w tej chwili we Włoszech, gdzie przebywa z żoną. Nikt nie wylądował w więzieniu! Jedyny świadek pobicia – Cezary, to jak było okazanie policjantów, to było 60 osób ubranych galowo, tak ich dobrano, aby byli podobni do tych z komisariatu. On rozpoznał tylko Dynkiewicza i Kościuka. Biło ich trzech lub czterech. Okazuje się, że tych pozostały mogło nawet nie być na konfrontacji – zaznaczył Wysocki.
– My przywieźliśmy go w czwartek. Potem w pracy byłem w poniedziałek. Jacek powiedział mi, że Przemyk zmarł w szpitalu na Solcu. Był tak pobity, że zmarł. Poczułem się wtedy okropnie. To był jedyny pacjent, któremu nie zdołałem uratować życia, bo ja po to przyszedłem do pogotowia – mówił nam były pielęgniarz karetki wiozącej Grzegorza Przemyka.
POGRZEB
– Szedłem w kondukcie, bo dowiedziałem się, że to nasz pacjent.
– W lato rozmawialiśmy z matką Przemyka. Opowiedzieliśmy jej jak to wszystko wyglądało. Ona nam współczuła, bo przeciwko nam toczyło się już śledztwo - tłumaczył Wysocki.
ZMUSILI MNIE DO WZIĘCIA WINY
– Dałem przysięgę na różaniec, że przed prokuratorem się nie wycofam. Łzy mi się lały. Zapomniałem co mam mówić. Funkcjonariusz kładł się na ziemię i pokazywał jakby był Przemykiem, ja musiałem powiedzieć, że go niechcący nadepnąłem na brzuch. To była nieprawda. Oni dorabiali różne wersje, gdzie by to mogło się wydarzyć. Samochód się nie nadawał, więc była winda. Windziarz mówił, że wnieśliśmy go na ramionach. On był wzywany kilkukrotnie i tak go szykanowali, że on w końcu zdarł fartuch i powiedział, że więcej do pogotowia nie przyjdzie. Był tak wykończony psychicznie, że zmarł. Skłócili później mnie z sanitariuszem. Pisali fałszywe protokoły - mówił Wysocki.
– Łamanie psychiczne było tak straszne, że ja zacinałem się w mowie, było mi zimno i łzy cały czas się lały. Dostałem dwa i pół roku. Jacek dwa lata. Nam zarzucili, że nie przenieśliśmy go na noszach - dodał.