Gościem Stefana Czernieckiego w kolejnej już odsłonie programu "Studnia" był aktor Ksawery Szlankier. Istotą programu jest przedstawienie metamorfozy, jakiej doświadczają goście. Tym razem, swoją historię opowiedział mąż, ojciec, przedstawiciel środowiska, które nie jest przychylne Bogu. Jak sam opisuje swoją przemianę? Zapoznaj się koniecznie!
Mąż, ojciec
– Był czas, że w ogóle nie chodziłem do kościoła. Przyjmowałem fakt, że Bóg istnieje, ale czułem pewien honor, że nie zgadzam się z kościołem. Miałem wyobrażenie na swój temat, że jestem pięterko wyżej – rozpoczął aktor.
– Miałem koleżankę na roku, która nie bała się, że codziennie chodzi do kościoła. Wszyscy uważali ją za dziwoląga. Mimo tego, że w Boga wierzyłem, sam z niej szydziłem – przyznał.
– Gdy patrzę na tego człowieka, widzę ogromną pyszałkowatość, arogancję, zbyt dużą pewność siebie. Tak na siebie patrzę. Tak również wszedłem w dorosłość. Byłem przekonany, że wszystko mi się należy – dodał.
"Ignacy był przygotowywany do powołania"
– Śmierci Ignacego, mojego brata, towarzyszył pewien znak. Przeżył równo 25 lat. Jego pogrzeb odbył się w dniu jego urodzin. Kolejna sprawa, przeżył życiew czystości. Ignacy był przygotowywany do powołania. Kiedy pojawił się nawrót jego choroby, czerniaka, zaczęliśmy inaczej patrzeć na kwestie związane z wiarą. Oświadczył mojej żonie, że Bóg istnieje – relacjonował trudny czas.
– Dziś wiem, że szatan zrobi wszystko by rozwalić małżeństwo. Wydawało mi się, że kierunek, którym poszła moja żona to jakaś dewiacja. Wtedy był to dla mnie szok. Byliśmy obiema nogami w środowisku, gdzie wartości katolickie nie były doceniane – podkreślił Szlenkier.
Moment przełomu
– Zanim trafiliśmy do przyjaciół, pan Bóg odebrał mi pracę. Musiałem się ze sobą zmagać. Poczułem się bezsilny. W formie rozpadu, wraz żoną, trafiliśmy do wspomnianych przyjaciół. Znajomy podał mi pudełko, w którym znalazłem różaniec. Byłem w szoku. Przez jakiś czas zacząłem uczęszczać na kółko różańcowe. Dziś wiem, że Matka Boska się postarała, ściągnęła mnie do źródła, do Boga – przedstawił.
–Zaczęło się od rekolekcji, decyzja o większym zaufaniu żonie, ciągły brak pracy. To był cały proces. Finał przemiany był taki, że w różańcu tkwiłem od kilku miesięcy. Pojawiła się we mnie ogromna galopada. Odbyła się premiera w teatrze, po czym odprawiono mnie z kwitkiem. Upojony, na lotnisku, krzyczałem, że chce żyć. Wówczas skończyłem z wszelkimi używkami – wspominał wciąż trudny dla siebie okres.
–Jeśli tematy do rozmowy są jedynym spoiwem w małżeństwie, to zbyt mało. Jeśli przyjdzie załamanie, to nie wystarczy. Potrzebna jest modlitwa. W środowisku aktorów, nie ma nas wielu, tym bardziej, gdy z żoną mamy trójkę dzieci – podsumowała aktor.