– 10 sierpnia wszczęliśmy śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków, w związku z wydawaniem poleceń kadrowych w Komendzie Głównej Policji – potwierdził w rozmowie z „Faktem” Michał Dziekański z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sprawa dotyczy nieprawidłowości, których miał dopuszczać się gen. Marek Działoszyński w latach 2007-2016. W Komendzie Głównej miało dochodzić do układów i skandali a nawet do molestowania funkcjonariuszek. To wszystko miał tuszować ówczesny szef, ww. generał.
Jak ustał tabloid to gen. Działoszyński miał wydawać nieformalne polecenia ustawienia swoich ludzi na strategicznych funkcjach w policji.
– Tuszował ich przewiny, a ci odpłacali mu się lojalnością w dalszej karierze w policji, z której powinni wylecieć – przyznał anonimowo informator z policji.
Kilka młodych policjantek przeżywało wówczas koszmar związany z molestowaniem i mobbingiem. Funkcjonariuszki miały wpaść w oko oficerom, którzy nagminnie wysyłali do nich sprośne i wulgarne wiadomości oraz próbowali wdzierać się do ich pokojów podczas służbowych wyjazdów.
– Funkcyjni oficerowie uznali, że są bezkarni i chcieli urządzić sobie prywatny „harem” – przyznali w rozmowie z „Faktem” ich ówcześni koledzy z pracy.
"Obawiający się skandalu komendant główny policji Andrzej Biernat, skierował sprawę molestowania do prokuratury. Ta początkowo nie chciała w ogóle się nią zająć. Potem umorzyła śledztwo uznając, że opisane przez kobietę sytuację nie są przestępstwem." – czytamy.
Policjanci mają nadzieję, że Mariusz Błaszczak zajmie się nieprawidłowościami po tym, jak sprawa molestowania została uciszona.
– Obawiamy się tylko, że póki ludzie gen. Działoszyńskiego wciąż będą na tak wysokich stanowiskach mogą wpływać na postępowania – twierdzą.