Sikorski: Ja bym apelował, by Iskanderami straszyć nas nie częściej niż raz na rok
– Iskanderami teraz nas się straszy w innych sprawach. Więc ja bym apelował, by Iskanderami straszyć nas nie częściej niż, powiedzmy, raz na rok – mówił marszałek Sejmu Radosław Sikorski pytany o sprawę dodatkowych rosyjskich wojsk w obwodzie kaliningradzkim.
Iskandery w Kaliningradzie
Sikorski pytany był też, czy zagrożenie wojną ze strony Rosji jest realne. – Jeśli chodzi o to takie propagandowe potęgowanie zagrożenia, to pamiętajmy, że ono ma miejsce nie tylko wobec Polski. To są przeloty bombowców z bronią atomową na pokładzie np. na granicy Wielkiej Brytanii, wobec państw skandynawskich, państw bałtyckich. Więc nie powinniśmy tego tak do końca tylko do siebie brać – zauważył.
Odnosząc się z kolei do informacji, że Rosja - w ramach niezapowiedzianego sprawdzianu gotowości bojowej - planuje zakrojone na dużą skalę przegrupowanie wojsk, w tym przerzucenie rakiet balistycznych Iskander do obwodu kaliningradzkiego, przypomniał, że kiedy był ministrem obrony, a później szefem MSZ "straszono nas Iskanderami w odpowiedzi na ewentualną budowę amerykańskiej bazy tarczy antyrakietowej". – Bazy, dalibóg, póki co, nie ma. A Iskanderami teraz nas się straszy w innych sprawach. Więc ja bym apelował, by Iskanderami straszyć nas nie częściej niż, powiedzmy, raz na rok – stwierdził.
Dopytywany, czy nie niepokoją go masowe ćwiczenia wojsk w Rosji, Sikorski odpowiedział, że każdy kraj ma prawo ćwiczyć gotowość swych sił na swoim terytorium, Polska też to robi. – Ale takie ćwiczenia oczywiście są bardzo kosztowne. W sytuacji recesji w Rosji widać, że Rosja uważa, iż jest tak zagrożona, że stać ją na tak drogie procedury. A wszyscy wiemy, że prawdziwy punkt zapalny to jest to, co dzieje się na Ukrainie i to jest to, co robią separatyści w Donbasie i to, czym się odgrażają – wskazywał marszałek Sejmu.
Na pytanie dotyczące reakcji polskie rządu na potęgowanie poczucia zagrożenia, Sikorski odparł, że "to po prostu ma miejsce, bo Rosja się samoizoluje, nie tylko od Polski, tylko w ogóle od świata zachodniego". – Nie sądzę, by to wyszło Rosji na zdrowie – dodał. Dopytywany, czy się obawia, odparł: – Nasza filozofia, naszej ekipy, jest jasna i została już dawno sformułowana - słabość prowokuje, siła odstrasza.
Sprawa konsulatu w Petersburgu
Sikorski odniósł się w ten sposób do wtorkowej decyzji sądu arbitrażowego w Petersburgu, który wydał list egzekucyjny pozwalający na zaangażowanie komorników do eksmisji za długi Konsulatu Generalnego RP z zajmowanej przezeń nieruchomości w tym mieście. Nie oznacza to automatycznego wezwania komorników.
We wtorek rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski powiedział, że Polska nie uznaje wyroku sądu arbitrażowego w Petersburgu ani kolejnych decyzji wydanych przez sąd w tej sprawie. – Traktujemy te decyzje jako niezgodne z prawem międzynarodowym – powiedział.
Marszałek Sejmu Radosław Sikorski, pytany o decyzję sądu arbitrażowego w Petersburgu, odparł, że to pytanie do ministra spraw zagranicznych. – Ale sprawę znam, bo wypowiedziałem umowę o wymianie (...) nieruchomościami dyplomatycznymi, to była umowa jeszcze z lat 70. – dodał. Stwierdził też, że "poprzednie rządy jakoś nie miały dość stanowczości, by ją wypowiedzieć wobec notorycznego nierealizowania przez stronę rosyjską ekwiwalentu po stronie rosyjskiej".
– Rosja dysponuje kilkunastoma bodaj jeszcze nieruchomościami, a nam nie tylko nie wpisano do ksiąg wieczystych własności ambasady, ale wręcz próbuje się eksmitować z Petersburga, a o innych pożądanych przez stronę polską nieruchomościach coś nie słychać - rezydencja ambasadora, instytut kultury, tego typu nieruchomości by się przydały – mówił Sikorski na konferencji prasowej w Sejmie.
Podkreślił, że decyzję w tej sprawie podejmie minister spraw zagranicznych. – Ale jeżeli na przykład nasz konsulat w Petersburgu, który kosztuje zapewne - tak jak większość tego typu placówek - kilka milionów złotych, a może nawet dolarów rocznie w utrzymaniu, jeśli jest niemile widziany, to MSZ ma prawo podjąć stosowne decyzje. Szkoda, by było. Lepiej by było, gdyby strona rosyjska po prostu wypełniła te zobowiązania z umów międzypaństwowych i doprowadziła do ekwiwalentności dysponowanych nieruchomości – powiedział marszałek Sejmu.
W lutym br. ten sam Sąd Arbitrażowy Petersburga i Obwodu Leningradzkiego nakazał Konsulatowi Generalnemu RP zwolnienie nieruchomości i uregulowanie zadłużenia w wysokości 74,3 mln rubli (1,1 mln dolarów) z tytułu wynajmu. Postępowanie przed sądem zaczęło się w sierpniu 2014 roku.
Polski MSZ przypomniał w lutym, że zgodnie z konwencją wiedeńską placówka dyplomatyczna nie może być stroną postępowania sądowego.
Sprawa konsulatu generalnego w Petersburgu jest elementem szerszego sporu Polski i Rosji o nieruchomości dyplomatyczne. Istnieje bowiem dysproporcja powstała w latach 70., gdy Polska zastosowała się do porozumień międzyrządowych, przekazując Rosji na własność nieruchomości, zajmowane przez jej placówki. Umowa zobowiązywała stronę rosyjską - na zasadzie wzajemności - do przekazania na rzecz Polski nieruchomości na potrzeby polskich przedstawicielstw dyplomatycznych. Rosja jednak nie zrobiła tego.