- Byłem tak w Katyniu, czekałam na rozpoczęcie obchodów - mówił o dniu 10 kwietnia 2010 roku, poseł Jacek Sasin z Prawa i Sprawiedliwości. - Kiedy zobaczyłem miejsce katastrofy zrozumiałem rozmiar tragedii - opowiadał w Polskim Radiu.
- Tam nie było dla mnie osób anonimowych, tak wiele osób znałem - mówił Sasin, wspominając pasażerów prezydenckiego samolotu. Jak tłumaczył w rozmowie z reporterem Polskiego Radia, kiedy po otrzymaniu wstępnych informacji o kłopotach z lądowanie tupolewa, przybył za zgodą Rosjan na lotnisko, zrozumiał rozmiary katastrofy. - Pierwszą reakcja było niedowierzanie, że mogło się wydarzyć coś tak tragicznego - opowiadała.
W dniu piątej rocznicy katastrofy, Sasin podkreślał, że wolałby aby była możliwość wspólnego przeżywania katastrofy, wspólnego świętowania pamięci zmarłych, ale z powodu sporów, lepiej jest kiedy "każdy przeżywa ten dzień tak jak uważa za stosowne". - Katastrofa smoleńska dzieli, bo sprawa nie została od końca wyjaśniona (...) nie ma dzisiaj warunków do wspólnego świętowania - dodał.
Poseł tłumaczył też, że historia ostatnich pięciu lat nie jest prosta do zrozumienia, ale wyraźnie widać "brak dobrej woli ze strony rosyjskiej" w zamknięciu śledztwa i dokładnym zbadaniu okoliczności katastrofy. - Dzisiaj nawet rządząca Platforma mówi, że polskie władze były wtedy naiwne - mówił Sasin.
Sasin podkreślił też, że "życzyłby sobie, aby teza o zamachu była nieprawdziwa". - My nie jesteśmy zafiksowani na jednej wersji - tłumaczył. - To (wersja o zamachu - przyp.red.) jest znacznie cięższe do przyjęcia, niż gdyby doszło do tragicznego wypadku - dodał.
Czytaj więcej: