Jeszcze w piątek, jak zapewniał premier Tusk, nie było powodu "by przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która powodowałaby zagrożenia na terenie całego kraju".
O swoje miasta mogli obawiać się w umiarkowanej skali mieszkańcy Kłodzka, Głuchołaz i okolicznych miejscowości. Ci z Wrocławia, Opola, a nawet Nysy mogli spać spokojnie, bo przecież premier mówi, że "prognozy nie są alarmujące". Rozmiar skali powodzi, która zniszczyła Kłodzko, Głuchołazy, Lądek Zdrój i szereg mniejszych miejscowości, stał się dla wielu punktem zwrotnym. Wielu zdało sobie sprawę, że nawała, z którą mamy do czynienia we wrześniu 2024, będzie większą, niż ta z 1997 roku.
W sytuacjach takich klęsk inicjatywa społeczna i społeczna świadomość ma znaczenie ogromne. Pokazali to zwykli ludzie w niezwykły sposób w wielu miejscach. Najważniejsze jest jednak przywództwo. To ono w sytuacjach kryzysowych podejmuje ostateczne decyzje, które finalnie decydują o losach milionów. W Polsce stan tego przywództwa testuje stan wody w rzece. Testuje bardzo skrupulatnie. Z biegiem uciekających dni i przechodzącej fali rozstrzyga się los milionów Polek i Polaków.
Marszałek Hołownia pouczył reportera TV Republika, który zadał mu proste, choć niewygodne pytanie dotyczące powodzi, by nie wszczynać wojenki. Pytanie dziennikarza o odpowiedzialność rządu w czasie kataklizmu jest jego obowiązkiem. Takim samym jak władzy na nie odpowiedzieć. Popełnić błąd nie jest rzeczą najgorszą. Najgorszą jest się do niego nie przyznać.
Dziś w obliczu fali powodziowej stają kolejne miasta: Opole, Wrocław, Szprotawa i wiele wsi, których nawet nie wymienią z nazwy. Fala powodziowa płynie Bobrem, Nysą Łużycką i Odrą. Mieszkańcy ich wszystkich już wiedzą, że prognozy są alarmujące.
Źródło: Republika